czwartek, 26 listopada 2015

"Nigdy, więc nigdy z tobą rozstać się nie mogę!"

O roku 1998, roku ów...  gdy większość podlotków miała nad łóżkiem plakaty z "Titanica" i słuchała Backstreet Boys albo Spice Girls. Roku nastoletni, ze wszystkimi jego blaskami i cieniami. Nie było rady, trzeba było się zakochać. Zakochaniem szalonym, nieszczęśliwym, totalny, dostępnym tylko gdy ma się tak niewiele lat. Wtedy zjawił się ON... jakże inny niż chłopaki z tylnych ulic, inny niż Leonardo... Zaczął pojawiać się to w gazetach, to w telewizji, bo przecież dwusetna rocznica urodzin to jednak spore wydarzenie. Zaczaił się na mój młody umysł z dwóch stron: intelektualnej i emocjonalnej. Intelektualnie zarzucił sieć konkursu wiedzy o nim samym, do którego zostałam dopuszczona warunkowo, bo byłam w szóstej klasie, a konkurs był przeznaczony dla uczniów klas siódmych i ósmych. Ale przecież wiadomo, że sprawach wielkiej wagi wiek nie gra roli. Emocjonalnie zaczaił się konkursem recytatorskim. I tak, dwutorowo, zaczęła się nasza znajomość. Czytałam jego i o nim. Oczarował mnie nastrojem ballad i romansów, intrygował sonetami, zachwycał rytmem epopei, a  gdy dostałam płytę ze "Śpiewnikiem domowym" Moniuszki, na której "Rozmowę" śpiewał Hiolski, było po mnie! Mogę to głośno i wyraźnie powiedzieć: Adam Mickiewicz zwichrował moją młodość durną i chmurną, dając i tak średnio decyzyjnej pannie "Niepewność", rojąc o wzorcu męskiego uczucia "Do*** na Alpach w Splugen" i bawiąc historią o Mazurze, któremu zginęła suka. Moje literackie uczucie do wieszcza było tak wielkie, że nie dało się trzymać w tajemnicy. Piszący dla mnie wiersze kolega był bez szans i chyba zdawał sobie z tego sprawę. Podobiznę  Adama nosiłam w portfelu, a w torbie miałam malutkie wydanie poezji, które podarowała mi przyjaciółka (wielbiąca w tych czasach żywych chłopców w naszym wieku). 

Miłość wymaga czynów, nie tylko pustych deklaracji. Działałam! 24 grudnia 1998 roku, gdy większość poznaniaków ganiała za prezentami albo lepiła pierogi, ja byłam na odsłonięciu pomnika w PTPNie, a potem pod pomnikiem na Placu Mickiewicza z garstką zapaleńców recytowałam drżącym z emocji głosem "Odę do młodości". Młodość bez wylatywania nad poziomy jest do chrzanu! Nie wiem, czy Mickiewicz był wytrawnym piechurem, ale kazał mi maszerować w swojej sprawie jeszcze kilka lat później. Byłam na drugim roku studiów (więc na kursie literatury romantyzmu), gdy na ścianach Collegium Novum pojawiły się klepsydry informujące o tym, że Mickiewicz nie żyje. Od 150 lat, ale jednak nie żyje. W związku z tym w dniu rocznicy miał odbyć się pochód żałobny. Nie wiem, czy obecni studenci mieliby na tyle woli i ochoty by z czarnymi wstążkami w klapach, powagą na twarzach, poezją pod pachą i transparentem ADAM MICKIEWICZ NIE ŻYJE maszerować po Poznaniu... My mieliśmy. Pierwszy przystanek był obok kościoła św. Marcina, gdzie do dziś stoi cokół pierwszego na polskich ziemiach pomnika wieszcza. Zapalaliśmy znicze, przeczytaliśmy wiersze. Potem był PTPN i pomnik, na którego odsłonięciu byłam kilka lat wcześniej. Zakończyliśmy ten pochód (a było straszliwie zimno!) na Placu Mickiewicza, na którym znów drżącym głosem, przekrzykując ruch uliczny, przeczytałam mowę pogrzebową. Gdy tak szliśmy z tym prześcieradłowym transparentem, książkami, zniczami i kwiatami musieliśmy wyglądać oryginalnie. Ale, i tego nikt się nie spodziewał, do naszego pochodu dołączyło kilka osób, zwykłych przechodniów, którzy w tamtą sobotę zostali porwani albo miłością do poezji,albo ciekawością, albo naszym entuzjazmem. Tak, młodość bez wylatywania nad poziomy jest do chrzanu! 

A dziś, w 160 rocznicę śmierci, Wieszcz jest mi nadal bliski. Doceniłam jeszcze bardziej jego poezję, przegadałam długie godziny na temat czytania "Dziadów" przy świeczce, przeczytałam bardziej świadomie pisma i mam nadzieję, że ta trochę egzaltowana radość ze znalezienia swojego poety mi nie minęła. Co prawda pojawiło się na drodze rozwoju czytelniczego kilku innych poetów (pamiętam o was, Kazimierzu, Leopoldzie, Konstanty!), ale miłość literacka na szczęście nie zakłada wierności. A ON  pozostanie "święty i czysty jak pierwsze kochanie". I choć egzaltacja ucichła, gdy czytam pewne teksty, cały czas myślę:wiedziałeś o czym piszesz, Adamie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz