Klara Strojnowska była tą bohaterką pierwszej części "Niepokornych", która najbardziej mi się podobała, dlatego też czekałam na książkę skupiającą się na jej losach. Doczekałam się. Studentka literatury Klara jest rzutka, idealistyczna i bojownicza, chce by w Krakowie było jak w Berlinie, marzy o prawie do głosu dla kobiet i o tym, by panie zrzuciły, także w metaforycznym znaczeniu, swoje gorsety. Jednak w tym zapalczywym bojowaniu jest naiwna, momentami denerwująca, bo nie rozumie, że zmiany wymagają czasu, a jej pokazowo wyemancypowane zachowania, zamiast skłaniać do myślenia o roli kobiety, od razu zniechęcają mieszczańskie otoczenie. Ojciec Klary, profesor Strojnowski, który jest jej głównym oponentem, ale jednocześnie głosem rozsądku, mówi, że buntowanie się dla samego buntowania niczego nie zmienia i do niczego nie prowadzi. Ale ona nie słucha i popada w coraz większy konflikt ze swoją typową krakowską rodziną. Zbuntowana Klara wdaje się w romans z tajemniczym inżynierem (mamy przecież wiek pary, elektryczności i automobili), potem cierpi rozczarowanie, a następnie wikła się dość dziwny układ, którego konsekwencje poznamy pewnie w ostatniej części trylogii.
Bohaterka pierwszej części, Eliza, jest już szczęśliwą narzeczoną austriackiego policjanta, która musi sobie radzić z niechęcią rodziny, a także wciąż mającą nadzieję na dalsza edukację studentką. Ale jej losy są tu potraktowane marginalnie. Więcej wiadomo o Judycie, ta uzdolniona malarka wykorzystuje swoją szansę i jedzie do Wiednia, gdzie wśród artystów (m.in. Gustawa Klimat) układa sobie życie. Jednak fakt, że to właśnie ta żydowska dziewczyna (która w tym tomie w starej wierze i tradycji odnajduje pocieszenie) ma być tytułową bohaterką trzeciej części może świadczyć, że w jej życiu coś się zmieni.
Książkę czyta się dobrze, jest napisana dobrym stylem, z dbałością o język i detale, i świetnie widać, że autorka sumiennie odrobiła lekcje ze znajomości młodopolskiego Krakowa i modernistycznego Wiednia. Jest i Wyspiański, i Klimt, i Zapolska... Ale, bo jest pewne "ale". Moim zarzutem do bohaterek "Elizy" była ich bezideowość, tego nie mogę cofnąć. Judyta decyduje się na dający wielką szansę na rozwój wyjazd do Wiednia dopiero wówczas, gdy jej ukochany zaczyna paradować po Plantach z narzeczoną. Klara zamiast walczyć o uczucie, które, choć wymaga złamania mieszczańskich zasad i sporej dozy niepokorności, wydaje się prawdziwe, godzi się na bezpieczny układ bez miłości; dziwne, jak na kogoś, kto sprzeciwiał się małżeńskiej giełdzie i życiu bez prawdziwych uczuć. Bo przecież pokazowe łamanie konwenansów to jedno, a utrata swoich marzeń i wierności sobie-drugie. Klara nie boi się socjalistycznych wieców i osądzani innych, jednak by wejść w coś, co jest nieznane i trudne, nie ma odwagi. Moim problemem z bohaterkami Wojdowicz jest to, że im nie wierzę. Ich niepokorność, a w wypadku Klary zwykły młodzieńczy bunt, nie jest wstanie mnie przekonać do kibicowania im. Oczywiście, rodząca się kobieca samoświadomość, odczyty w czytelniach i marzenia o pracy zarobkowej to piękna idea, jednak trudno było mi podczas lektury oprzeć się wrażeniu, że buntownicze postawy wynikają czasem bardziej z mody niż autentycznego zaangażowania w tzw. "kwestię kobiecą". A dowodów na wcielanie idei w życie w powieści nie brakuje. Klara mogłaby się zaangażować u podstaw, jak jej ciotka, która zaniosła kaganek oświaty na wieś, ale taka praca to dla panny Strojnowskiej coś zbyt mało widowiskowego. A przecież zmiany nie polegają na wielkich słowach, tylko na małych czynach. I pewnie ze względu na to, że panny więcej rozprawiają o swoich rewolucyjnych planach niż robią, nie mogę powiedzieć, że je polubiłam. Taki ze mnie nudny, pozytywistyczny, poznański typ.
Książka warta jest uwagi także ze względu na to, że prezentuje wcale nie aż taka odległy świat, w którym bardzo wiele się zmieniło. Bez wątpienia trylogia Agnieszki Wojdowicz pokazuje zmiany w sferze obyczajowej i nam, tym z XXI wieku, trudno jest to pominąć milczeniem. Zmieniło się dużo, nawet jeśli marzenia jednej ze studentek, by po skończeniu studiów i znalezieniu pracy stać się w pełni samowystarczalną są dla wielu wciąż literacką fikcją. Szczęśliwe zelżały granice towarzyskie i nie ma już miejsc, w których trzeba wspierać się na męskim ramieniu, bo inaczej nie wypada. Mężczyzna, z którym pokazuję się w teatrze nie musi być moim narzeczonym, a ja, stojąc samotnie w operowym foyer, nie jestem traktowana jak panna niejasnej konduity. Małżeńska giełda jest cieniem przeszłości, wykształcenie rzeczą oczywistą a nie przywilejem, nawet wola familii straciła na znaczeniu. I to jest właśnie zasługa małych kroczków w zmianie myślenia, niekoniecznie wielkiego buntu.
Agnieszka Wojdowicz, "Klara.Niepokorne". Wydawnictwo Nasza Księgarnia. Warszawa 2015.
Miałam bardzo podobne odczucia kiedy czytałam tę książkę. Jakaś za mało konsekwentna ta Klara jak na osobę, która przecież 'wie czego chce'.
OdpowiedzUsuńMiałam również wrażenie, że ta część trylogii jest raczej o Judycie, i nawet czytając wróciłam na okładkę aby sprawdzić, czy na pewno mam w ręku 'Klarę' a nie 'Judytę'.
Mnie najbardziej podobał się klimat dawnego Krakowa i Wiednia, można powiedzieć, że lektura prawie przenosi w czasie :)
Brak konsekwencji sprawia, że nie potrafię kibicować tym pannom modern. Judyty jest sporo w całej serii, ciekawe ile o Elizie i Klarze będzie tomie, którego tytułową bohaterką będzie właśnie Judyta?! A atmosfera od początku jest bardzo fajnie budowana, pewnie ze względu na nią poczekam na ostatni tom:)
Usuń