sobota, 1 grudnia 2018

Sezon na golfy i gołe nogi

Grudzień. Nie ma co z tym dyskutować- zaczął się przedświąteczny stan podgorączkowy. Przed moją biblioteką od dwóch tygodni trwa świąteczny kiermasz (mamy z okna widok na karuzelę z reniferami i wielkie "Poznań EYE" oraz kramy z cenami z kosmosu).  W księgarniach  już od października następuje wysyp książek o świętach. I zrodziło się kilka pozaliterackich obserwacji dotyczących okładek...

Bohaterowie z okładek rzadko noszą czapki. Dziwne, bo zwykle na krajobraz jest śnieżny. Śnieg, mróz, a oni bez czapki? I choć już bardzo dawno nie było u nas śniegu na Boże Narodzenie (częściej bywał na Wielkanoc...), i "puchowy śniegu tren" jest raczej marzeniem i literacką fantazją, to mimo wszystko, z troski o bohaterów świątecznych opowieści, radziłabym nosić  nakrycia głowy. Bo co może bardziej zepsuć atmosferę  niż katar? Zwłaszcza gdy atmosfera robi się romantycznie ocieplona...

Może okładkowi bohaterowie są zmiennocieplni?! Bo jak inaczej tłumaczyć, że panie noszą grube golfy, wełniane skarpety i... gołe nogi? Zakutana pod szyją niewiasta, ogrzewająca ręce kubkiem z parującym napojem, obok malowniczo udrapowany pled, a ta z gołymi nogami!  I bez kapci!  Niestety, wiem z doświadczenia, że nawet skarpety z antypoślizgowymi wypustkami nie zstąpią bamboszy (chyba że chcemy za jednym zamachem przemieszczać się po domu i  froterować podłogę).  Taki styl (skarpety i gołe nogi) panuje też na wszelkich internetowych słitfociach i blogach lajfstajlowych. (Gdzie te czasy, gdy i ja chciałam być bjurtiguru  Wyglądaj i czytaj ?). Gdy cała społeczność siedzi w domu w dresach, wędruje po mieszkaniach w papuciach i zawija się w koce, okładkowe bohaterki spędzają leniwe popołudnia w swetrach o miękkich splotach, ale z gołymi nogami. Zrozum tu kobietę z okładki! Wiem, że choć wirtual zapewnia nas, że golf i gołe nogi to coś szalenie trendy,to  jedynie słuszną opcją w realu jest dres, koc i bambosze! Ale nie każdy wiedzie życie jak z okładki, które uzupełniają obowiązkowo  kominek, gorąca herbata i cytrusy- też bez specjalnego sensu, bo cytrusy jak wiadomo wychładzają organizm...I to, dlaczego tak chętnie zajadamy je zimą, zamiast pałaszować wędzone śliwki, pozostaje równie interesującą sprawą.
  
Wracając do tematu śniegu: autorzy świątecznych opowieści uparli się i nakazują swoim bohaterom brodzić w zaspach, przytulać się w zawiejach,  strącać sople z gzymsów  i strzepywać z rzęs wiszące na nich śnieżynki... Czy nie byłoby większym wyzwaniem napisanie świątecznej historii w anturażu, który jest bardziej realny- w chlapie, mżawce,  przy wietrze i  paskudnej temperaturze około zera? Każda historia wygląda ładniej w dodającym uroczych rumieńców mroziku, przy wirujących płatkach śniegu...  A co z prawdziwy życiem i błotem na ulicy? Co z tramwajem, do którego (jeśli już przyjedzie!) w godzinach szczytu nie można się dostać, bo każdy przytula pakę z galerii halowej? Co z  sąsiadem, który zamiast w leniwą sobotę puszczać cudnego Franka Sinatrę  robi szybki remoncik przy użyciu różnych wiertarek? Co z parującymi okularami i  głośnymi imprezami firmowymi w knajpie, do której właśnie się weszło na  spokojne pogaduchy z koleżanką? Wreszcie, co z ludźmi, którym los poskąpił luksusu kominka i uroczego zduna w pakiecie? Czy w takich warunkach nie ma szans na "świąteczne cuda"?  Rzucam wyzwanie! I oczekuję sensownej okładki:)

Powinnam jeszcze zalokować produkty i opisać stylizację ze zdjęcia. Proszę bardzo:
- bambosze góralskie
- skarpety garniturowe
- sztruksy po Wuju 

A tu kilka świątecznych propozycji lekturowych z lat ubiegłych:
Dla dzieci (choć nie tylko)  "Wigilia Małgorzaty"
 Dla dorosłych (lubiących happy endy) "Trafiony zatopiony"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz