Bridget Jones stała się kultową postacią przełomu tysiącleci. Niezbyt rozgarnięta, niezbyt konsekwentna, niezbyt taktowa, ale kochana przez miliony. Dzięki Bridget i Helen Fielding literatura kobieca wyszła z kąta, w którym sterczała jako ta gorsza i słabsza, i stanęła w pełnym świetle. Kolejne wcielania Bridget, żyjące w Nowym Jorku, Londynie Paryżu i Warszawie rozpoczęły triumfalny pochód przez księgarskie lady, a "Dziennik..." stał się punktem odniesienia dla autorek i czytelniczek oraz hasłem dla wydawców (nowa Bridget, lepsza Bridget, koleżanka Bridget itp). "Dziennik..." miał też tę niezaprzeczalną zaletę, że był swoistą "Dumą i uprzedzeniem" końca millenium. Fielding nie ukrywała swoich fascynacji powieścią Austen, schemat fabularny, początkowa niechęć do Marka i fascynacja Danielem, jest odwzorowaniem stosunku Elisabeth Bennet do Pana Darcy'ego i porucznika-choć niezaprzeczalnie Bridget rożni się od opanowanej i traktowej Elisabeth.
Co oferuje nam autorka w trzeciej części dziennika Bridget? Zmiany, zmiany... Zmiany? Bridget jest już kobietą w średnim wieku, odwiedzającą swe stare (!) przyjaciółki na imprezach z okazji 60 urodzin. Ma dwoje dzieci-inteligentnego Billego(mała kopia Marka) i rezolutną Mabel. Jest wdową. Mark zginał na misji pokojowej i Bridget próbuje ułożyć sobie życie w nowej rzeczywistości. W pamiętniku najpierw cofa się do momentu śmierci męża, a potem zaczynają się schody. W tym tomie Bridget za radą przyjaciół próbuje znaleźć sobie faceta i nawet takowego znajduje-trzydziestoletni Roxter budzi zazdrość koleżanek i sprawia, że Bridget wyczekuje na telefony, smsy i pozawala sobie na chwilę zapomnieć o codzienności. Do czasu... Poza tym Bridget wkracza w świat nowych mediów, a że nie znosi półśrodków chce zostać społecznościowym guru. Kariera Bridget także nabiera rozpędu, bo jej scenariusz może zostać zekranizowany, choć pod pewnymi warunkami. Jednym słowem komplikacje! I szczerze mówiąc są to komplikacje nużące i momentami denerwujące.
Co oferuje nam autorka w trzeciej części dziennika Bridget? Zmiany, zmiany... Zmiany? Bridget jest już kobietą w średnim wieku, odwiedzającą swe stare (!) przyjaciółki na imprezach z okazji 60 urodzin. Ma dwoje dzieci-inteligentnego Billego(mała kopia Marka) i rezolutną Mabel. Jest wdową. Mark zginał na misji pokojowej i Bridget próbuje ułożyć sobie życie w nowej rzeczywistości. W pamiętniku najpierw cofa się do momentu śmierci męża, a potem zaczynają się schody. W tym tomie Bridget za radą przyjaciół próbuje znaleźć sobie faceta i nawet takowego znajduje-trzydziestoletni Roxter budzi zazdrość koleżanek i sprawia, że Bridget wyczekuje na telefony, smsy i pozawala sobie na chwilę zapomnieć o codzienności. Do czasu... Poza tym Bridget wkracza w świat nowych mediów, a że nie znosi półśrodków chce zostać społecznościowym guru. Kariera Bridget także nabiera rozpędu, bo jej scenariusz może zostać zekranizowany, choć pod pewnymi warunkami. Jednym słowem komplikacje! I szczerze mówiąc są to komplikacje nużące i momentami denerwujące.
Bridget mimo trudnych doświadczeń nie dojrzała i to w kreacji bohaterki przeszkadza. Nie chodzi o to, by stała się stateczną matroną i królową wdową (tym bardziej, że bycie matką wychodzi jej całkiem nieźle), ale niech choć trochę dorośnie. Drażni ekscytacja smsami na poziomie gimnazjalistki, notoryczne roztrzepanie, przekonanie, że "Heddę Gabler", na podstawie której tworzy swój scenariusz, napisał Czechow- Bridget, absolwentce anglistyki o Ibsenie wspomina pan od wuefu. Zresztą pan od wuefu staje się dość istotną postacią książki i również doprowadza Bridget do szaleństwa. Będzie też nieodłączne szczęśliwe zakończenie i wierzyć należy, że Bridget wreszcie trochę dorośnie. Przeczytałam tę książkę z sentymentu dla Bridget sprzed lat, ale nie był to udany powrót. Dowcip Fielding nieco się stępił, za to zaistniał przyjemny, mało ckliwy sposób pisania scen wzruszających, które-w przeciwieństwie do niektórych dość grubych żartów- mają miejsce na niedomówienie. Po prostu Bridget zmęczona, wspominająca Marka i zajmująca się dziećmi jest bardziej naturalna niż Bridget szalejąca na randkowym szlaku.Siłą twórczą Bridget było to, że nie dorasta-jako niezbyt dojrzała trzydziestolatka była urocza, niedorosła pięćdziesięciolatka jest denerwująca i nawet swoisty morał książki, by w każdym wieku walczyć o swoje szczęście i nie rezygnować z życia, nie powoduje, że krzyk: Ogarnij się, Bridget! zamiera na ustach.
Helen Fielding, "Bridget Jones. Szalejąc za facetem". Wyd. Zysk i Spółka. Poznań 2014
PS Oryginalny tytuł tej części dziennika Bridget jest cytatem tej niestarzejącej się piosenki. Świetnej piosenki!
Helen Fielding, "Bridget Jones. Szalejąc za facetem". Wyd. Zysk i Spółka. Poznań 2014
PS Oryginalny tytuł tej części dziennika Bridget jest cytatem tej niestarzejącej się piosenki. Świetnej piosenki!
Brzmi bardzo fajnie, ale nie wiem czy się zmuszę do przeczytania któregokolwiek z dzienników o tej pani. Jakoś mam opory ;) Może też dlatego, że chwilowo wolę mroczne klimaty Gahama Greene :)
OdpowiedzUsuńMroczne klimaty jak najbardziej, też teraz siedzę w kryminałach, tyle że P.D. James!Ale gdybyś miała ochotę na coś naprawdę leciutkiego, to z Dzienników najlepszy jest pierwszy.
Usuń