Jak to jest mieć rodzeństwo? Nie wiem, nie mam. Ale „Dom Holendrów” jest dla mnie opowieścią, nie tyle o matce marnotrawnej, ale o rodzeństwie. Powieścią o relacji pełnej zrozumienia, zaufania, trochę na przekór reszcie świata.
Ann Patchett tworzy świat zanurzony w historii: powojenna rzeczywistość, dorastanie w latach 60, czasy, gdy bycie lekarzem jest synonimem statusu, a wybitnie inteligentna dziewczyna zostaje „tylko” księgową w firmie sprzedającej warzywa. Ale opowieść jest też ponad czasem i ponad amerykańską rzeczywistością. Płynie spokojnie, przez lata, pozwalając czytelnikowi obserwować rodzinny mikrokosmos, dorastanie bohaterów i zmieniającą się ekspozycję postaci. Bo najpierw pierwsze skrzypce gra Maeve, starsza siostra, inteligentna, zaradna, zorganizowana, trzymająca w garści losy swój i brata, z wyzierającą z tej poukładanej pewności samotnością. Wraz z dorastaniem i dojrzewaniem Danny’ego, który idzie na studia, zakochuje się, zakłada rodzinę, to jego historia wychodzi na pierwszy plan. Jednak więź między rodzeństwem jest nadal bardzo mocna. A śmierć, której jako lekarz chłopak powinien być świadomy, jest czymś trochę nierzeczywistym. Choć obecnym.
Nie przekonał mnie motyw wybaczenia marnotrawnej matce, rozumiem, co mogło kierować córką, ale bliższa mi zdystansowana postawa brata.
Co działa na nas bardziej- ludzie czy miejsce? Czy świadomość, że poprzedni lokatorzy domu Holendrów nie byli szczęśliwi wpływa na rzeczywistość rodziny, którą opuszcza matka, ojciec żeni się powtórnie, a potem macocha-wdowa znów zostawia rodzeństwo samym sobie? Czy jesteśmy czystą kartką, na której, niczym atrament sympatyczny pod wpływem płomienia, nagle pokazują się zapisane dzieje poprzednich pokoleń? Ann Patchett zostawia czytelnika z pytaniami. Nie zmusza do udzielania odpowiedzi, ale podrzuca temat do rozmyślać. I daje kolejny przykład, że „każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”. Autorka proponuje czytelnikowi powieść bez nagłych zwrotów akcji (choć z kilkoma kulminacjami), rozciągnięta w czasie i płynną. Wciąga w tworzony świat, a jednocześnie daje wrażenie, że podobna historia mogła zdarzyć się rogiem naszej ulicy. To nic, że inne czasy, miasto, dom. Może ludzi z podobnymi myślami, bagażami doświadczeń, nadziei i lęków mijam każdego dnia. Bo każdy niesie swoja opowieść. A tu opowieść niesie tez bohaterów. I czytelnika.
Ann Patchett, „Dom Holendrów. Przeł. Anna Gralak. Wyd. Znak Litera nova. Kraków 2021.