Nie jest to literacki klejnot, ale nie jest też tombakiem.
Opowieść o Lunie składa się z dwóch części-w pierwszej równolegle poznajemy jej teraźniejszość i przeszłość, w drugiej współczesność. Luna miała szczęście-znalazła chłopaka, przy którym jej światło świeciło najjaśniej. Ale potem została zdradzona; dorosła, a kamienie nie były już dla niej remedium na wszystko, a tylko bryłkami układanymi w rodzinnym sklepie. Ale, jak to bywa w powieściach, Luna znów zaświeci! Będzie tylko musiała wybrać i zaryzykować.
To książka o zawiedzionym zaufaniu, wybaczeniu. O bezpieczeństwie w kontrze do skrywanych pragnień. O chęci wyjścia ze świata,który się zna i zmianie. O zwykłym życiu w Mediolanie i niezwykłej podróży do Azji.
Nie jest to rzecz,którą trzeba przeczytać, ale niespieszność wydarzeń, rodzaj aury, którą autorka wytworzyła już w poprzedniej książce ( Sztuka sięgania gwiazd ) sprawiają, że czyta się całkiem przyjemnie. Na wielki plus też postać dziadka Luny- człowieka pełnego życiowej mądrości i doświadczenia, który daje siłę,by iść swoją drogą. Poza tym każdy rozdział rozpoczyna się od opisu właściwości kamieni, a w treści pojawiają się dotyczące ich legendy, a to ciekawe urozmaicenie.
W pewnym momencie miałam nadzieję, że finał będzie inny, że happy end nie będzie aż tak oczywisty, ale skoro to ciut baśniowa historia, takie musi być zakończenie.
Spojler:
Luna waha się między Leem,chłopakiem który był jej przyjacielem, miłością, ale zawiódł, a Guliem-tym, który wyłonił się z cienia, gdy był potrzebny i który nadal jest dobry i kochający. Gulio odpada. I przyznam, że zawsze żal mi takich postaci. Zamiast przewidywalnego finału, wolałabym wiedzieć, co u Gulia. Też tak macie, że losy drugoplanowych postaci czasem ciekawią bardziej?
Chiara Parenti. „Sekretna mowa kamieni”. Przeł. Mateusz Kłodecki. Wyd. Znak. Kraków 2021.