Zaraz listopad, miesiąc niesłusznie cieszący się złą sławą. Żaden inny nie daje takiego przyzwolenia na zaczytanie, na kocykowanie i oddawanie się lekturze. Na nowości, powroty do klasyki i kontynuowane serie.
„Morderstwo w hotelu” już 4 przygoda księgarki Flory Steel i autora kryminałów Jacka Carringtona to historia, po której wiemy czego się spodziewać. Nie zaskoczy, ale i nie rozczaruje, a ja spędziłam w jej towarzystwie bardzo miły najdłuższy (dzięki zmianie czasu) wieczór w roku.
Tym razem znów akcja toczy się w miasteczku Abbeymead, a jego prowincjonalny spokój mają zburzyć dwa wydarzenia: otwarcie hotelu w Klasztorze i uświetniający to koncert grupy grającej rock and rolla. Tyle że ostatecznym zburzeniem spokoju będzie jeszcze morderstwo.
Flora i Jack, trochę się ociągając zaczynają prowadzić śledztwo. O ile w pierwszych tomach serii sporo poszlak i dowodów detektywi znajdowali przypadkiem, o tyle tu jest już jakiś sens i dedukcja. Rozwijający się zmysł śledczy pary docenia nawet zawodowy policjant, namawiając ich do założenia agencji detektywistycznej. Nie ma też ratowania Flory z potrzasku, co wychodzi fabule na dobre. Tempo nie jest zawrotne, raczej można w spokoju towarzyszyć bohaterom w ich wycieczkach po miasteczku i okolicy, rozmowach z krewnymi i świadkami i zbieraniu kolejnych części układanki. Zgodnie z wymogiem kocykowego gatunku nie ma tu krwawych scen i naturalistycznych opisów (co mi zupełnie nie przeszkadza), a napięcie może nie trzyma w mackach, ale całość czyta się po prostu przyjemnie, bo autorce udało się stworzyć sympatyczną parę bohaterów i klimatyczne miasteczko z jego plotkami, sekretami i rozmowami przy herbacie. I jest scena w bibliotece, a to nie tylko element, który rozgrzewa serce, ale przede wszystkim pokazuje sposoby zdobywania informacji przed era internetu.
Doceniam też smaczki z lat 50., takie jak nowy kryminał Christie trafiający do księgarni Flory czy wahania dziewczyny, czy wypada jej włożyć spodnie. Autorka zaznacza też różne podejście mieszkańców do nowej muzyki, głośnego grania i zachowania artystów. I jest scena w bibliotece, a to nie tylko element, który rozgrzewa serce, ale przede wszystkim pokazuje sposoby zdobywania informacji przed erą internetu. Słowem klimat lat 50. jest tu budowany lekko i dodaje opowieści sporo uroku. Bo urok wbrew pozorom nie wyklucza się z detektywistycznymi powieściami.
Florę i Jacka coraz bardziej do siebie ciągnie i mam nadzieję, że kolejne tomy nie staną się zbyt obyczajowe, tym bardziej, że wśród dalszych miejsce zbrodni ma być biblioteka, a to już bardzo (zwłaszcza przez kolejne nawiązania do Christie), zobowiązuje.
O drugim tomie tutaj Morderstwo w zimowy dzień
"Morderstwo w hotelu". Przeł. Ewa Ratajczak. Wyd. Mondo. Kraków 2024.