środa, 29 maja 2024

"Wpół do końca czasu" w równoświatach



Jestem fanką realizmu. Ale nie powiem, idea równoświatów przemówiła mi do wyobraźni. Jestem w tych równoświatach nowa, zatem nie umiem powiedzieć, jak powieść Magdy Adamskiej sytuuje się na równoświatowym tle, ale ja zostałam kupiona.

Jane, nastolatka zafascynowana fizyką, ma pewne wyjątkowe zdolności panowania nad materią i w skutek różnych wydarzeń wraz z przyjacielem z dzieciństwa i tajemniczym nowym kolegą trafia do świata, w której jej umiejętności mogą okazać się kluczowe. Ale poza tym równoświatem i jego mieszkańcami są też kolejne rzeczywistości i ludzie, którzy chcą mieć Jane po swojej stronie.
Kto jest prawy, w kto udaje? Kim są bohaterowie w równoświatach i jakie tajemnice z przeszłości kryje historia samej Jane?
 
Trzeba być uważnym czytelnikiem, by nadążyć nad zmianami miejsc i śledzić (oczywiście prowadzone równolegle) losy bohaterów. Adamska trzyma wszystkie sznurki historii i przeplata je bardzo sprawnie. Świetnym pomysłem jest  wyjaśnienie  działających w różnych rzeczywistościach mechanizmów nie w tekście głównym, ale w przepisach.  Tekst zyskuje na dynamice, a świat którego nie tłumaczy w toku narracji staje się bardziej rzeczywisty. Postaci są intrygujące, a mała królowa Zoe (łącząca dziecięcą buńczuczność z królewskim wdziękiem) wyjątkowo przypadła mi do gustu.
 
I styl. Opisy, lekki dowcip, czasem charakteryzowanie postaci jej językiem (znów punkt dla Zoe).  Czytając czuje się, że autorka nie tylko bardzo świadomie używa języka, ale też pozawala czytelnikowi poruszać się w otoczeniu polszczyzny, która nie tylko opowiada historie, ale tworzy jej klimat.  Nawet jeśli ktoś zarzuciłby, że nastolatki nie rozmawiają tak ładnie budowanymi zdaniami, to mam nadzieję, że jest równoświat, w którym skrótowce, wulgaryzmy i prychnięcia są zastępowana właśnie tak fajnie (lekko, ale po prostu poprawnie!) konstruowanymi dialogami. Wierzę, że młodzież doceni ten sposób pisania i światy kreowane przez autorkę.
 
Znam Magdę ze studiów.  Kibicuję! Byłam zaskoczona, że Magda,  czytelniczka Baczyńskiego i Schulza,  pisze fantastykę.  Ale teraz wiem, że Magda w wielu równoświatach czuje się świetnie.  Gratuluję i kibicuję, bo to nie jest koniec opowieści!

Dziękuję Autorce za egzemplarz.

 Magda Adamska.  "Wpół do końca czasu". Wyd.  Nova Res. Gdynia 2024.

środa, 22 maja 2024

"Generał i panna" nietypowy romans

 

Po twórczość  Daphne du Maurier sięgnęłam dopiero kilka lat temu (tzw. efekt serii butikowej i czytam jej powieści z dużą przyjemnością, także dlatego, że są to historie bardzo różne. I choć "Rebeka" jest na razie poza konkurencją, z zainteresowaniem czytam kolejne wznowienia).

Zdanie na okładce „o jednym z najpiękniejszych romansów w historii literatury” nie pokazuje istoty powieści. „Generał i panna” dzieje się w czasach wojny domowej w epoce Cromwella, są bitwy rojalistów i parlamentarzystów, spiski, aresztowania, czyli wszystko, co kojarzy się z powieścią historyczną.  Do tego dochodzą tajemnice, stare posiadłości w Kornwalii i skrytki przy schodach, zatem elementy powieści gotyckiej. Jest historia nietuzinkowego związku, ale określenie książki mianem romansu może czytelników rozczarować. Bo o ile powieść rozpoczyna się dość typowo- młoda dziewczyna Honor poznaje żołnierza, który wyróżnia się odwagą i buńczucznością, to potem nie będzie już dalszego ciągu z typowego romansu. Honor spada z konia i traci władze w nogach. Mijają lata, Honor już jako kobieta dojrzała mieszka przy rodzinie i ponownie spotyka mężczyznę, dla której kiedyś szybciej biło jej serce. Ale teraz nie czas na wspomnienia, bo wokół wojna domowa, a generał Richarda Grenville  znów staje na czele armii. Czy, skoro mówię, że to nie romans, nie ma tu uczucia? Jest, to rozmowy ludzi z bagażem doświadczeń, osadzonych w konkretnej rzeczywistości historycznej, ludzi z których każdy ma swoje życie, ograniczenia, wybory. To jest opowieść o miłości, przyjaźni, walce o życie drugiego człowieka i wierze w jego honor, ale ci, którzy spodziewają się typowej miłosnej historii mogą się zdziwić lub wręcz rozczarować, bo wiele razy wojna i polityka wychodzi tu na pierwszy plan, a relacje między Honor i Richardem nie są prostym romansowym schematem.  
 
Trochę w "Generale i pannie" przygodowo-awanturniczego nastroju z „Zatoki Francuza” (ale mnie niż w niej namiętności), ciut nastroju z "Oberży na pustkowiu", ale bardziej w arystokratycznym wydaniu.  Du Maurier umie wywoływać klimat, tworzyć nastroje, wie jak szelestem za drzwiami i skrytką w podłodze pobudzić wyobraźnię. Ale umie też świetnie budować postacie.  Generał jest po prostu szlachetnym zawadiaką (wymarzona postać do powieści, choć i człowiek, z którym w prawdziwym świecie trudno byłoby żyć, a zwłaszcza być jego dzieckiem. Postać syna, którego przez chwilę bierze pod opiekę Honor jest bardzo poruszająca, bo pokazuje trud bycia chłopcem w wojskowej, arystokratycznie rodzinie, gdy od narodzenia ciążą obowiązki i nadzieje spełniania rodzinnych oczekiwań). Panna Honor za to jest niezwykłą kobietą, pełną sprytu, odwagi, która walcząc z ograniczeniami ciała potrafi i tak wielokrotnie dokonywać czynów teoretycznie nie dla kobiet z jej epoki. I właśnie ta konstrukcja bohaterki i zarazem narratorki powieści jest najsilniejszą stroną książki, bo oddając jej głos pisarka daje czytelnikowi nie tylko kobiece spojrzenie na wojnę w Anglii XVII w., ale też perspektywę kobiety, która doświadcza innego losu niż damy z jej sfery. I ta kaleka, stara panna przy rodzinie snuje opowieść naprawdę niesamowitą. A niesamowitość wzrasta, gdy wiemy, że i generał, i panna, istnieli naprawdę. 

Daphne du Maurier. "Generał i panna". Przeł. Anna Bańkowska. Wyd. Albatros. Warszawa 2024.

wtorek, 14 maja 2024

"Ten cały musical" dla widza i fana

 


Kiedy w 2007 zabierałam się za magisterkę z wątkiem musicalowym,  promotorka, wypuszczając z ust kłęby papierosowego dymu, powiedziała: ale wiesz, że o musicalu się w nas prawie nie pisze? 

Od tej pory minęło trochę czasu, pojawiły się konferencje musicalowe (więc i tomy pokonferencyjne),  monografie, w 2018 wyszły "Ale musicale" Wyszogrodzkiego. W 2023  "Ten cały musical" następna publikacja obowiązkowa do musicalowej biblioteczki. 

Tym, co urzeka w książce Mateusza Borkowskiego, Jacka Mikołajczyka i Marcina Zawady jest połączenie faktograficznej wiedzy z entuzjazmem gawędy. Autorzy znają się na musicalu od strony historycznej i teoretycznej (książkę warto mieć dla samego wstępu z genezą i rozwojem gatunku), ale widać tu praktykę widza, inscenizatora, badacza, a przede wszystkim entuzjazm mówienia o musicalu. Książka jest pokłosiem radiowej audycji, więc "mówienie o musicalu" ma tu wyjątkowe znaczenie. Są zatem i proste streszczenia, i biogramy kompozytorów i artystów, daty i polskie premiery; ale też autorskie komentarze, zakulisowe plotki i kontrowersje. Jest historycznie i współcześnie, amerykańsko, europejsko i polsko.  Czyta się to świetnie,  z rosnącą ochotą by od razu zobaczyć wszystkie tytuły.

Gdyby ktoś się zastanawiał, czy mając na półce "Ale musicale" dokładać jeszcze "Ten cały musical": zdecydowanie tak! Część tytułów się powtarza (i trudno, by było inaczej!), ale są też inne spektakle i twórcy, a przede wszystkim kolejne spojrzenia i komentarze.

Nie ukrywam, że ideałem książki o teatrze muzycznym jest dla mnie "Tysiąc i jedna opera" Piotra Kamińskego (który wspomina też o kilku musicalach). I mam nadzieję, że kiedyś powstanie musicalowa pozycja o podobnej formie: z dokładnym streszczeniem, omówieniem historycznym, komentarzem o słowie, muzyce i wykonaniach. I spisem treści, którego tu brakuje!  Ale zdaję sobie sprawę, że  to gigantyczne wyzwanie, bo musical wciąż się rozwija.

"Cały ten musical" jest świetnym przewodnikiem dla tych, którzy wybierają się do teatru muzycznego po raz pierwszy i chcą szybko, przystępnie i ciekawie dowiedzieć się, o co tym gatunku chodzi. Dla musicalomanów są smaczki, komentarze autorów, zdjęcia i bijący z kartek entuzjazm do musicalu. Bardzo zaraźliwy. A pasja połączona z wiedzą wprawia w ruch ten świat! A przynajmniej powinna.

 

Mateusz Borkowski, Jacek Mikołajczyk i Marcin Zawada, "Ten cały musical". Polskie Wydawnictwo Muzyczne. Warszawa 2023. 


wtorek, 7 maja 2024

"Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece" do biblioteki po drodze


 "Wiesz,ja nie uważam, żeby w samej książce -i ta nie jest wyjątkiem-kryła się jakaś siła. To ty z niej to wyczytałaś. To jest jej wartość."

Nie mogę nie zgodzić się z panią  Komachi, japońską bibliotekarką. Siedzi na swoim miejscu w punkcie konsultacji i doradza czytelniom. Rozmawia z nimi i przykłada się do tego doradzania. Wybiera różne książki:mangi, o ewolucji, dla dzieci... ale to, co wyczytają jej czytelnicy to już ich sprawa, ich zasługa, ich nadzieja na przyszłość.

Tytuł "Wszystko czego szukasz znajdziesz w bibliotece" skupia sens tej książki. Pięć osób, w różnym wieku, o różnych życiorysach potrzebuje zmiany (i nawet tego nie wie). Krokiem, który pozwoli im zawalczyć o marzenia, nauczyć się nowych rzeczy lub docenić to, co mają, jest wizyta w bibliotece, rozmowa z bibliotekarką i lektura książki.

Pięć opowieści o  różnych etapach życia, nadziejach i pomysłach, które gdzieś się tlą, ale potrzebują iskry. I taką wzniecającą płomień iskrą jest biblioteka. Piękny to pomysł! A historie czyta się przyjemnie, kibicując bohaterom i z uśmiechem patrząc, jak postaci z poprzednich rozdziałów przemykają w tle kolejnych.

To następna pozycja na mojej liście literatury wytchnieniowej. Uspokaja, daje nadzieję na dobre zakończenie, pozwala zobaczyć to, co dobre w różnych historiach. A fakt, że miejscem zrobienia tego pierwszego kroku do polepszenia losu jest biblioteka to, coś czemu mogę tylko przyklasnąć. Tym bardziej, że biblioteka przedstawiona jest też jako ważny punkt w dzielnicy, miejsce łączące ludzi.

Ciekawie jest pokazana postać bibliotekarki, która nie ingeruje w życie czytelników, ale przez listę książek daje im impuls do działania. A wykonany przez nią  filcu przedmiot dołączany do listy lektur jest rodzajem amuletu na drogę.  Z każdą historią poznajemy ją lepiej, widząc także jej wybory i drogę, którą przeszła, by tak dobrze czytać ludzi. I tylko dlaczego pani Komachi jest bezkształtna, blada (porównywana do pianki marschmallow) i ma kok? Nawet po drugiej stronie świata ten sam wizerunek. 

Na szczęście także ten sam sposób widzenia książki nie w kategoriach magicznego przedmiotu, a kamienia na ścieżce do tego, czego szukamy. Ścieżce, która prowadzi nie tyle do biblioteki, ale przez nią. 

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu.  

Michiko Aoyama. "Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece"   przeł. Andrzej Świrkowski. Grupa Wydawnicza Relacja.  Warszawa 2024.