Książki o odkrywaniu skarbów kojarzą się z przygodówkami. A tu, choć jest skarb i emocje, wszystko dzieje się w sposób wyważony, przysypany formami i zasnuty lekkim światłocieniem. I ten światłocień mnie urzekł.
Latem 1939 roku w posiadłości angielskiej wdowy trwają wykopaliska. I gdy archeolog chce już zmienić miejsce pracy, w kopcu wskazanym przez tknięta przeczuciem właścicielkę nagle coś zwraca jego uwagę... Jednak nie chodzi w tej książce o znalezisko z VII w (które nota bene stało się jednym ze skarbów Muzeum Brytyjskiego). Chodzi o emocje i bohaterów. Historia opowiadana jest z perspektywy kilku bohaterów: właścicielki posiadłości, archeologa, żony innego archeologa i specjalistki od historii, która także zostaje włączona w badania. Każdy z nich ma swoje życie, swoje problemy, wykopaliska stykają ich na chwilę, angażują myśli, ale nie wypełniają ich w całości. To, co łączy bohaterów to samotność i tęsknota, ale też pewna łagodność melancholii.
Jeśli ktoś liczy na wielkie sceny, romanse, kłótnie naukowców, zawiedzie się. Stosunki wszystkich bohaterów są po angielsku poprawne, zdystansowane. Emocje trwają w ukryciu, pojawiają się w gestach, krótkich zdaniach, myślach i urywkach rozmów. Ktoś mógłby powiedzieć, że poza odkopywaniem statku niewiele się tej książce dzieje. Ale to nie jest Indiana Jones, więc gdy bohaterowie precyzyjnie, pędzelkiem oczyszczają prastare elementy, czytelnik powoli dochodzi o tego, co ich gnębi. Nie wszytko zostaje wyjaśnione. Zostaje kilka pytań bez odpowiedzi. Mi to zupełnie nie przeszkadza, bo nie trzeba wiedzieć wszystkiego o wszystkich i znać ich motywacji. Tym bardziej, że za bohaterami stoją inspiracje historycznymi postaciami.
Światłocień „Wykopalisk” to też światłocień historii. Jedna z bohaterka mówi w pewnej chwili, że poszukują śladów starej cywilizcji i badają prawdziwą twarz wieków ciemnych w momencie, gdy ich cywilizacja stoi nad przepaścią. Bo nie da się nie przeczuć zagrożenie, mącącego letni skwar, gdy nad głowami samoloty, a w gazetach opisy mobilizacji. Nie wiem, co zrobił z tej książki serial, bo to nie jest zbyt filmowa opowieść- dużo dzieje się w niuansach, trudnych do uchwycenie w komercyjnej realizacji. Podejrzewam, że dopchnięto kilka wątków i dopowiedziano niedopowiedzenia. Bo to fabularnie ciekawsze. Fabularnie może. Ale w książce, która jest pewnym przebłyskiem, której istota tkwi właśnie w subtelności i wrażeniach- niekonieczne. Zostanie mi po tej książce poczucie schyłku i przemijania (nie tylko w kontekście ciała pewnego anglosaskiego króla), ale też nadzieja trwania- bo sama historia odnalezienia historycznego skarbu i poszerzenia wiedzy o tych, co byli przed nami, krzepi. Gdzieś w ogólnoludzkim światłocieniu, w którym jest jeszcze miejsce na subtelną melancholię życia.
John Preston. "Wykopaliska". Przeł. Tomasz Wilusz. Prószyńska i S-ka. Warszawa 2021.