„A jeśli jesteśmy złoczyńcami” to książka kipiąca Szekspirem. Autorka opisuje szkołę artystyczną, w której studenci aktorstwa grają tylko Szekspira (oryginalny pomysł na kształcenie). Teksty mistrza ze Stratfordu pojawiają się we fragmentach prób i spektakli, ale także w zwykłych rozmowach bohaterów. Ktoś może powiedzieć: pretensjonalne i nieprawdopodobne. A jednak! Z doświadczenia (także pracy nad dramatem Szekspira) wiem, że tekstem się nasiąka, a mając w głowie setki zdań na każdą okazję, czasem łatwiej jest sięgnąć po słowa zapisane przez kogoś, niż samemu nazywać stany, sytuacje i emocje. Studenci, żyjący tekstami Szekspira przez ponad 3 lata, operujący skojarzeniami i relacjami między postaciami, mają swój idiolekt. I gdy bohater mówi, że jest dla kogoś tym, kim Benvolio dla Romea lub Banquo dla Makbeta, wiadomo o co chodzi. Czytając bawiłam się dobrze, ale wiem, że dla wielu takie nagromadzenie szekspirowskich, teatralnych i aktorskich wątków może być nużące.
Atmosfera szkoły i teatru, prób do spektakli to dla mnie plus! A fabuła? Ostatni rok aktorstwa szykuje dyplom. Przygotowania zakłóca wypadek–jeden z młodych aktorów ginie. Ale przedstawienie trwa dalej. Forma książki jest próbą zamknięcia powieści w strukturze pięcioaktowego dramatu (teatroman wie, że będzie tragedia, komedia byłaby dwa akty krótsza). Każdy akt zaczyna retrospekcja, bo narrator- Oliver, po 10 latach wychodzi z więzienia i wraca do wydarzeń sprzed lat, by ostatecznie skonfrontować się ze śledczym. Ta warstwa „kryminalna” nie jest porywająca, choć można próbować traktować ją jako pretekst do rozmyślań o winie, karze i odpowiedzialności. Z kilkorga bohaterów troje jest opisanych głębiej, autorka wchodzi w konwencję aktorskiego emploi, ale nie robi wiele, by swoich bohaterów „połamać”. To młodzi ludzie, szukający drogi, tożsamości, sposobu na wyjście z roli. Ciągłe udawanie, granie, szukanie innych w sobie, sprawy nie ułatwia. Bez reżysera i tekstu do wygłoszenia sami muszą podejmować decyzje. W kluczowej scenie jeden z nich wprost mówi, że wolałby być bohaterem Szekspira niż sobą. Rozczarowało mnie zakończenie - rozmyło się, zabrakło dramaturgicznego napięcia.
To jest bardzo teatralna powieść. Teatr jest w niej stykiem rzeczywistości i kreacji, tworzenia prawdy, a nie bycia w jej obrębie. Na tej granicy poruszają się bohaterowie i to z powieści zapamiętam. Klimat i teatr, który odmienia się przez przypadki i ludzi. Porównać do sztandarowej pozycji gatunku dark academia „Tajemnej historii” nie mogę, bo ta lektura stale przede mną.
M. L. Rilo. „A jeśli jesteśmy złoczyńcami”. Przeł. Katarzyna Malita. Wyd. Must Read. Poznań 2023