"List" wieńczy trylogię, której poprzednimi tomami był "Najcenniejszy dar" i "Zegarek z różowego szkła". W tej części czytelnik może poznać losy MaryAnne i jej męża Davida, po latach, które minęły od śmierci córki. Po stracie Andrei, David wpadł w pracoholizm, MaryAnne czuła się odtrącona, niekochana i postanowiła opuścić męża (można sobie zadać niezwykle zasadne pytanie: dlaczego o swoich narastających przez lata emocjach nie porozmawiała z mężem?Odpowiedzi niestety nie znajdziemy).
Ponieważ MaryAnne wyjechała, ten tom to przede wszystkim losy Davida, opuszczonego faceta,który nagle zauważa, że jego życie to kilka nierozwiązanych spraw z przeszłości i niepewna przyszłość wielkiego kryzysu. David nigdy nie przepracował odejścia matki,która zostawiła ich rodzinę i pojechała szukać szczęścia i scenicznej kariery do Chicago. Teraz, w chwili kolejnego opuszczania praz kobietę, czuje, że nadszedł czas na uporanie się ze swoimi emocjami. Poszukiwania matki dadzą dość niezwykłe rezultaty i mogą zaskoczyć czytelnika.Poza osobistymi problemami, David zmaga się też z bolączkami społecznymi- kryzys sprawił, że ludzie zaczynają walczyć o przetrwanie i o pracę, a to nasila nastroje rasistowskie.
Ważną drugoplanową postacią "Listu" jest, znany z drugiego tomu, czarnoskóry Lawerence, człowiek uczciwy, dobry, który najlepiej zaprzecza tezie głoszonej przez jednego z robotników, że "czarni nie mają duszy". Historia Lawrence'a dodaje powieści smaku i pozwala jej nabrać trochę szerszego wymiaru. "List" to najbardziej rozbudowana fabuła trylogii, łącząca historie Lawernce'a, matki Davida oraz pewnej dziewczyny z Chicago, która uosabia to, co latach trzydziestych w Ameryce było najbardziej rozrywkowe-jazz i beztroskę!Skupienie się na różnych historiach wyszło książce na dobre,bo rozszerza perspektywę, pokazując różne losy i różne światy.Świat szalonej Dierdre (typowego amerykańskiego podlotka w typie Zeldy Fitzgerald) jest bardzo inny od rzeczywistości Lawrence'a i choć autor nie pokusił się tu o głęboką historyczną analizę rozwarstwionego społeczeństwa, to przeplatanie wątków czyni powieść bardziej barwną i ciekawszą.
Nie zdradzę zbyt wiele, jeśli powiem, że książka ma happy end (przecież w Evansa zawsze tak jest), a parę sytuacji zostanie okraszonych kilkoma złotymi myślami o roli wiary w Boga i człowieka oraz o życiu i miłości (przecież u Evansa zawsze tak jest!). Czy ten Evans jest wzruszający (przecież zawsze stara się taki być)? Dla mnie nie.Książkę czyta się łatwo, szybko, z pewnym zaciekawieniem, ale nie potrafiłam w sobie odnaleźć tak wielkiej sympatii dla bohaterów, by ich losy zdołały mnie poruszyć. MaryAnne wydała mi się mdła, drażniąca i nawet ucieszyłam się, że wyjechała i nie będzie nadal rozpamiętywać przeszłość, zamiast choć spróbować powalczyć o przyszłość. Aż dziw bierze, że kobieta, którą w poprzednich tomach poznaliśmy jako osobę ciepłą, empatyczną i pełną mądrości, teraz jest pozbawiona wyrazu, woli walki i iskry życia. Sytuacja z matką Davida też mnie nie przekonała, być może dlatego, że bardzo przypomniała motyw z "Krętych ścieżek", czyli drugiego tomu "Dzienników pisanych w drodze" , a w obu przypadkach chodziło o przebaczenie i przyznanie się do przeszłości. Jeśli Evans chciał w swojej trylogii stworzyć epopeję o losach Ameryki z aktualnym przesłaniem do współczesnych, to mu się nie udało-elementy historyczne są na mój gust zbyt lekko zarysowane, rzeczywiści sprzed wojny brakuje rysu pewnej historycznej freskowości albo choć pulsu świata Fitzgeralda. Historia ubrana we współczesny kostium byłaby prawie taka sama- zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnie doniesienia o wypadkach na tle rasowym w USA oraz kryzys,który nie osiągnął w Stanach takiego wymiaru jak w dwudziestoleciu, ale cały czas czyha za rogiem. Natomiast jeśli pisarz chciał po swojemu przypomnieć o pewnych wartościach i zaserwować czytelnikom opowieść z krzepiącymi słowami o wybaczeniu i oddaniu, to jego publiczność to kupi!
Richard Paul Evans, "List". Przeł. Hanna de Broekere. Wyd. Znak. Kraków 2014.