środa, 26 października 2022

"Miasto w chmurach", w którym jest wszystko?


„Miasto w chmurach” jest książką dedykowaną bibliotekarzom (lubię takie dedykacje) i motyw biblioteki jest bardzo obecny. Biblioteka jest miejscem, w którym szuka się odpowiedzi na pytania podczas pozaziemskiego lotu. Jest ostoją dla dzieci, przestrzenią intelektualnych poszukiwań, staje się celem ataku terrorystycznego. Jest też marzeniem włoskich kupców wędrujących do Konstantynopola. Biblioteka, czyli świat.  Świat  zbiorów, motywów, odniesień, marzeń. Z tajemniczym tekstem, czerpiącym ze starożytności, bo w antyku (tak, jak w bibliotece) jest wszystko.


Ale „Miasto w chmurach” nie jest biblioteką z zakamarkami i regałami, po których wędruje czytelnik niesiony pragnienie poznania i UKD. Jest prowadzony przez autora przez odrębne historie i ludzi. I mam wrażenie, że jest w tej książce za dużo wszystkiego. Bo autor daje nam historię oblężenia Konstantynopola (podobała mi się najbardziej) i dwójki ówczesnych  nastolatków po dwóch stronach muru. Jest tu też bycie innym i motyw dziewczynki, która chce się uczyć i czyta. Potem  historia chłopaka, który dorasta, walczy w Korei, kocha i cierpi z ukrywanej miłości do człowieka, który pracuje w historii i odkrywa przed nim stare opowieści. Ten sam bohater, po latach, zaczyna pracować z młodzieżą w bibliotece, gdzie los styka go z idealistą-zamachowcem. I jest jeszcze Konstance, w nie aż tak dalekiej przyszłości w misji międzyplanetarnej. W tle historia zagubionej książki.  A do tego katastrofa klimatyczna, inność, sztuczna inteligencja, wojna, poszukiwanie tożsamości,  tolerancja, emancypacja kobiet, choroba psychiczna, tradycja, Ameryka i Wschód, mitologia. Czyta się płynnie, a im dłużej człowiek siedzi w tej opowieści, tym lepiej dostrzega zazębiające się elementy. 

Mimo wszystko nie podbiła mnie ta opowieść. I choć wiem, że to książka o książkach, opowieść o sile opowieści i o tym, że książki łącza i mogą ocalić, nie jestem przekonana. Dla mnie było tu za dużo elementów, które choć do siebie pasowały, były takimi ciosanymi z grubsza kołeczkami, które ktoś upycha, a nie puzzlami o gładkich krawędziach.  Kończyłam książkę gdy w Teatrze Telewizji leciała „Fedra”. W antyku jest wszystko i dlatego kolejne pokolenia (Racine i inni) ciągle z niego czerpią. Może czas wrócić do przeszłości?  

 Anthony Doerr, "Miasto w chmurach".  Przeł. Jerzy Kozłowski.  Wyd. Poznańskie. Poznań 2022.

środa, 19 października 2022

"Kozioł ofiarny" inne życia bohatera, inna twarz autorki


 To już 4 książka Daphne du Maurier, którą czytałam, więc wiedziałam czego się spodziewać. Ale „Kozioł ofiarny” to inna twarz autorki niż ta z „Rebeki”, "Mojej kuzynki Racheli"  i „Oberży na pustkowiu". Bo tu nie ma grozy pełzającej po wrzosowisku, tajemniczej kobiety. „Kozioł ofiarny” to ukłon w stronę powieści psychologicznej oraz pytanie o to, co nas kształtuje i jak bardzo można się zmienić.   

John, nauczyciel bez celu i rodziny, poznaje w knajpie francuskiego hrabiego, który wygląda identycznie. Żartobliwe albo złowieszcza słowa o zamianie życiami staje się faktem i John jako hrabia Jean de Gue jedzie do rodzinnej posiadłości, w której musi odnaleźć się w roli ojca, męża, syna, kochanka i przedsiębiorcy. Wrzucenie w środek życia rodziny nieświadomego żadnych zależności bohatera pozwala czytelnikowi razem z nim odkrywać kto jest kim, czego pragnie. John poznaje kobietę, która jest jego żoną, siostrę-dewotkę, władczą i uzależnioną od morfiny matkę. I córkę- niezwykły to obraz dziecka- dziewczynki bardzo radosnej, ale  silną z potrzebą metafizyki, trzymanej na dystans przez matkę, a pod mocnym wpływem ciotki. 

 Du Maurier pokazuje świat rodzinnych sekretów, niewypowiedzianych oskarżeń, grzeszków Jeana, za które pokutuje John. Mniejszych i większych ucieczek. Co może się stać? Jak człowiek może się zmienić lub co może zmienić człowieka? Autorka z jednej strony idzie nową drogą, bo prowadzi nas przez powojenną rzeczywistość Francji, z żywą jeszcze historią kolaborantów i samosądów, pokazuje z dystansu życie człowieka, który chce je porzucić, oddać komuś innemu. Z drugiej strony ten inny, co znamienne- pozbawiony nazwiska, mierzy się z życiem, które nie jest jego. Z oczekiwaniami i skutkami błędów, których nie popełnił. Coś to przypomina? Hrabia jest trochę niczym Rebeka, a John jak bezimienna druga pani de Winter. Choć ten fabularny ślad jest tu widoczny, choć jest pewien plot twist i książkę czyta się dobrze (także jako powojenną prozę psychologiczną z jakimś elementem osadzenia i ocenienia historii) to nadal „Rebeka” jest w mojej czołówce.  Ale znów muszę powtórzyć, że Daphne znała się na warsztacie pisarskim i nie osiadła na laurach, będąc ciągle autorką świadomą zmieniającej się rzeczywistości i pisarskich wyzwań. Zaskoczenie-tak? Ale i książka chyba najbardziej refleksyjna i niejednoznaczna. Z odpowiedziami i  pytaniami, które ciągle wiszą w powietrzu.  

 Daphne Du Maurier. "Kozioł ofiarny". Wyd.  Albatros. Przeł. Magdalena Słysz. Warszawa 2016. 

środa, 5 października 2022

"Zatrute pióro" kulisy plotki

 




Jeśli jesień to czytam... Christie!
Opowieści królowej kryminału pasują do każdej pory roku, ale gdy wieczory dłuższe i wiatr wyje za oknem są idealne.

"Zatrute pióro" to historia, w której pojawia się panna Marple- pojawia w kilku scenach i może nawet trochę dziwić, że wydawnictwo zdecydowało się przypomnienie powieść, w której tak mało bystrej staruszki. Ale, choć niewiele scen z panną Marple, równoważą wszystko zagadka- wielokrotnie myląca tropy i temat.

Bo "Zatrute pióro" to kryminał z diagnozą społeczną dobrą dziś i w  1942 roku. Sednem historii są tu anonimy i wynikające z nich plotki. Do angielskiego miasteczka  Lymstock przyjeżdża na rekonwalescencję lotnik z siostrą. Są obcy w społeczności, ale to nie przeszkadza, by stali się obiektem plotek. Anonimy uwierają, podważają, odsłaniają. A puszczona w dal plotka nabiera tempa, którego nie da się opanować. Tym bardziej, że jedna z adresatek popełnia samobójstwo.
Jest tu zagadka, stara maszyna do pisania, zazdrość o uczucie, pozycję. Jest wątek dziewczyny, która nabiera wiatru w żagle i odpuszcza przeszłość. Ale jest też obserwacja na temat obmowy, podkopywania wiary w ludzi, plotki, która pozwala z podejrzliwością patrzeć na tych dobrze znanych. Jeden list może sprawić, że dobrze znany sąsiad zacznie wyglądać podejrzanie, a walka z pomówieniem jest nierówna. W czasach Christie w małym miasteczku wysyłano anonim. W globalnej wiosce pisze się komentarze w necie. Podobny mechanizm. Podejrzliwie spojrzenia, domniemania, szepty, że w sumie to coś w tym jest. Bo choć mówi się, że dopiero współczesna skandynawska powieść kryminalna stawia jakieś społeczne diagnozy to Agatha  nie na darmo jest już autorką kanoniczną. I choć mamy tu słodki happy end, zapisane słowa znaczą więcej niż te rzucone w biegu.

Agatha Christie. "Zatrute pióro". Przeł. Izabela Kulczycka.  Wyd. Dolnośląskie. Wrocław 2021.