Jeśli jesień to czytam... Christie!
Opowieści królowej kryminału pasują do każdej pory roku, ale gdy wieczory dłuższe i wiatr wyje za oknem są idealne.
"Zatrute pióro" to historia, w której pojawia się panna Marple- pojawia w kilku scenach i może nawet trochę dziwić, że wydawnictwo zdecydowało się przypomnienie powieść, w której tak mało bystrej staruszki. Ale, choć niewiele scen z panną Marple, równoważą wszystko zagadka- wielokrotnie myląca tropy i temat.
Bo "Zatrute pióro" to kryminał z diagnozą społeczną dobrą dziś i w 1942 roku. Sednem historii są tu anonimy i wynikające z nich plotki. Do angielskiego miasteczka Lymstock przyjeżdża na rekonwalescencję lotnik z siostrą. Są obcy w społeczności, ale to nie przeszkadza, by stali się obiektem plotek. Anonimy uwierają, podważają, odsłaniają. A puszczona w dal plotka nabiera tempa, którego nie da się opanować. Tym bardziej, że jedna z adresatek popełnia samobójstwo.
Jest tu zagadka, stara maszyna do pisania, zazdrość o uczucie, pozycję. Jest wątek dziewczyny, która nabiera wiatru w żagle i odpuszcza przeszłość. Ale jest też obserwacja na temat obmowy, podkopywania wiary w ludzi, plotki, która pozwala z podejrzliwością patrzeć na tych dobrze znanych. Jeden list może sprawić, że dobrze znany sąsiad zacznie wyglądać podejrzanie, a walka z pomówieniem jest nierówna. W czasach Christie w małym miasteczku wysyłano anonim. W globalnej wiosce pisze się komentarze w necie. Podobny mechanizm. Podejrzliwie spojrzenia, domniemania, szepty, że w sumie to coś w tym jest. Bo choć mówi się, że dopiero współczesna skandynawska powieść kryminalna stawia jakieś społeczne diagnozy to Agatha nie na darmo jest już autorką kanoniczną. I choć mamy tu słodki happy end, zapisane słowa znaczą więcej niż te rzucone w biegu.
Opowieści królowej kryminału pasują do każdej pory roku, ale gdy wieczory dłuższe i wiatr wyje za oknem są idealne.
"Zatrute pióro" to historia, w której pojawia się panna Marple- pojawia w kilku scenach i może nawet trochę dziwić, że wydawnictwo zdecydowało się przypomnienie powieść, w której tak mało bystrej staruszki. Ale, choć niewiele scen z panną Marple, równoważą wszystko zagadka- wielokrotnie myląca tropy i temat.
Bo "Zatrute pióro" to kryminał z diagnozą społeczną dobrą dziś i w 1942 roku. Sednem historii są tu anonimy i wynikające z nich plotki. Do angielskiego miasteczka Lymstock przyjeżdża na rekonwalescencję lotnik z siostrą. Są obcy w społeczności, ale to nie przeszkadza, by stali się obiektem plotek. Anonimy uwierają, podważają, odsłaniają. A puszczona w dal plotka nabiera tempa, którego nie da się opanować. Tym bardziej, że jedna z adresatek popełnia samobójstwo.
Jest tu zagadka, stara maszyna do pisania, zazdrość o uczucie, pozycję. Jest wątek dziewczyny, która nabiera wiatru w żagle i odpuszcza przeszłość. Ale jest też obserwacja na temat obmowy, podkopywania wiary w ludzi, plotki, która pozwala z podejrzliwością patrzeć na tych dobrze znanych. Jeden list może sprawić, że dobrze znany sąsiad zacznie wyglądać podejrzanie, a walka z pomówieniem jest nierówna. W czasach Christie w małym miasteczku wysyłano anonim. W globalnej wiosce pisze się komentarze w necie. Podobny mechanizm. Podejrzliwie spojrzenia, domniemania, szepty, że w sumie to coś w tym jest. Bo choć mówi się, że dopiero współczesna skandynawska powieść kryminalna stawia jakieś społeczne diagnozy to Agatha nie na darmo jest już autorką kanoniczną. I choć mamy tu słodki happy end, zapisane słowa znaczą więcej niż te rzucone w biegu.
Agatha Christie. "Zatrute pióro". Przeł. Izabela Kulczycka. Wyd. Dolnośląskie. Wrocław 2021.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz