Pięć tomów to za dużo. Zwłaszcza, że gdyby wyciąć opisy jedzenia, zostałaby jedna książeczka. Ale jak się przeczytało 4 części, to i po ostatnią można sięgać, choć doskonale wiadomo, jak rzecz się skończy. O tym, co było wcześniej piszę tu-3 pierwsze tomy a tu 4.
W skrócie: Alan, facet, który miał wszystko i wszystko (żonę i firmę) stracił, postanawia przewędrować Amerykę. Po drodze zostaje pobity, ma wyciętego oponiaka mózgu, spotyka znajomych i nieznajomych. Na ostatniej prostej musi zmierzyć się z jeszcze jedną stratą- jego ojciec trafia do szpitala i tam panowie muszą sobie jeszcze coś wyjaśnić. Alan poznaje historie swojej rodziny i rusza dalej. Po drodze zastanawia się, dokąd prowadzi jego wędrówka i na końcu chyba znajduje to, czego szukał. A po drodze oczywiście rozmyśla i ...je. Na nużące opisy jedzenia już się skarżyłam, ale w takiej ilości robią się nieznośne. Tak samo jak szczegóły dotyczące otwierania bagażnika, żeby wyciągnąć walizkę, wyjmowania prania z pralki i wkładania go do suszarki oraz otwierania drzwi do samochodu zanim się do niego wsiądzie... Poza tym Alan drażnił mnie swoim skrajnym egotyzmem. O ile na początku żałowałam faceta, o tyle teraz stracił moje cieplejsze uczucia. Przyznam, że czekałam końca. Naciągane to i, niestety, nudne!
Pięć książek, które skondensowane dałyby jedną i może to by wystarczyło? Zdania Evansa o wierze, miłości i nadziej, bez wtrętów o roztopionym serze na hot-dogu miałyby jakąś wartość, a pomieszane z opisami przydrożnych moteli stają się dziwnym miksem przewodnika hotelarskiego z "filozofią" alla Coelho. Powtarzanie znanych prawd czasem się przydaje, bo o tym, co oczywiste łatwo zapomnieć, ale równie łatwo to strywializować, gdy obok rozważań o Bogu i nadziei pojawiają się opisy, że przed wypiciem kawy, trzeba sięgnąć po kubek i wsypać doń kawę i wlać wodę. Laniu wody mówimy NIE, tym bardziej, że nawet sensowne zdanie w tej powodzi zbędności idą na dno.
Pięć książek, które skondensowane dałyby jedną i może to by wystarczyło? Zdania Evansa o wierze, miłości i nadziej, bez wtrętów o roztopionym serze na hot-dogu miałyby jakąś wartość, a pomieszane z opisami przydrożnych moteli stają się dziwnym miksem przewodnika hotelarskiego z "filozofią" alla Coelho. Powtarzanie znanych prawd czasem się przydaje, bo o tym, co oczywiste łatwo zapomnieć, ale równie łatwo to strywializować, gdy obok rozważań o Bogu i nadziei pojawiają się opisy, że przed wypiciem kawy, trzeba sięgnąć po kubek i wsypać doń kawę i wlać wodę. Laniu wody mówimy NIE, tym bardziej, że nawet sensowne zdanie w tej powodzi zbędności idą na dno.
Richard Paul Evans, "Ścieżki nadziei". Przeł. Hanna de Broekere.Wyd. Między słowami. Kraków 2017.