Pamiętnik z mrówkoszczelnej kasety to powieść o szalonym, niebezpiecznym i nieszablonowym życiu. Nie umiem powiedzieć czy szczęśliwym, ale na pewno takim, w którym pojawiały się szczęśliwe momenty. Stary Oskar siedzi w swoim brazylijskim domu i opowiada o niesamowitych spotkaniach, lotach nad Berlinem, rabowaniu banku i muzeum w Nowym Jorku, o niezwykłych kobietach i Szwedzie, z którym połączył go wspólny wróg: kawa! Poza relacjami z szalonych przygód i listą zawartych znajomości (papieże, milionerzy, generałowie), poza intrygującymi opisami przyrody, poza pięknymi zdaniami na tematy najważniejsze, znajdziemy w tej książce pełny zestaw zbrodni kawy. Kawa jest ciągle obecnym, czarnym, jakże inaczej, charakterem powieści; bohater oskarża ją o całe zło świata, o zamulanie mózgu, o niszczenie kreatywności, a nawet upadek międzyludzkich relacji (bo jak całować kogoś, kto właśnie wypił małą czarną?). Kawa burzy, a niechęć do niej buduje. Małżeństwo z piękną milionerką rozpadło się przez kawę, zemsta na pracodawcach mogła się odbyć dzięki współpracy z nienawidzącym kawy Szwedem... Ciekawe, ile kaw wypił Helprin podczas pisania, bo przecież jak można nie lubić kawy?!
To książka momentami bardzo zabawna (wielka w tym zasługa tłumacza, który świetnie przełożył na przykład nazwiska prawników: Vredne, Schuye, Schmall i Miernotta), a czasem bardziej refleksyjna, bo refleksja jest oznaką dojrzałości bohater.
O ile "Opowieść zimowa" mnie nie zachwyciła, o tyle Pamiętnik..., szalony, absurdalny, napisany z polotem i mający chronologię za nic, czytałam z dużą przyjemnością. Lektura wymagała tego rodzaju skupienia, które jest potrzebne do wejścia w świat bohatera i zostawienia na jego progu (lub na zewnątrz mrówkoszczelnej kasety) swoich racjonalnych, liniowych przyzwyczajeń. Tu każdy rozdział jest częścią opowieści, która rozwija się powoli, snuje wielotorowo, docierając na końcu do dzieciństwa bohatera i sedna kawowej nienawiści. Szalona opowieść to jedno, ale równie ważny jest sposób snucia narracji. „Moje życie nie było proste, ale panuję nad opowieścią”, mówi Oskar. Helprin także doskonale panuje nad powieścią; elementy pozornego, absurdalnego bałaganu łączą się w sensowe całości, a szalone wydarzenia zestawiane z refleksjami, opisami przyrody i miast (między innymi Rzymu i Nowego Jork) zyskują głębię. Życie narratora, obawiającego się, by jego pamiętnik nie trafił w niepowołane ręce, to po trosze opowieść o historii XX wieku, a trochę o tym, co w człowieku niezmienne. Powieść o pragnieniu miłości i o szaleństwach, z których się nie wyrasta, oraz o zemście, która nie uszczęśliwia tak, jak się przypuszczało. To, co wychodzi na jaw na końcu opowieści (jak się okazuje, pisanej dla konkretnego odbiorcy), to dowód, że Oskar bez względu na okoliczności pozostaje wierny swojej filozofii: „wszystko, co w życiu robiłem, robiłem nie dlatego, że czegoś chciałem, tylko po to, by wynagrodzić stratę, by przywrócić równowagę, by wprowadzić korekty, by naprawić błędy”.
„Przez wszystkie te lata serce kazało mi robić dwie rzeczy: kochać i chronić”. W świetle tych słów szalone życie nabiera głębszego sensu oraz wyjątkowej wartości i ta przewrotność Helprina bardzo mi się spodobała. Jeśli natomiast chodzi o zarzucane kawie niegodziwości, to nie wierzę w żadną z nich!
Mark Helprin, Pamiętnik z mrówkoszczelnej kasety, przeł. Maciej Płaza, Wyd. Otwarte. Kraków 2014.