To nie będzie wpis o tym, że muszę się spakować na wakacje i właśnie staram się redukować ilość ciuchów, bo trzeba gdzieś upchnąć kilka kilogramów książek. Książki biorę 4, za to grube-kolejny kryminał o Molly ("Do grobowej deski"), obyczajówkę z tajemnicą "Echa pamięci" (kolejna książka K. Webb, której "Dziedzictwo" czytało się naprawdę dobrze!), "Zdobywam zamek" powieść, o której nie przeczytałam złego słowa, więc jestem jej bardzo ciekawa, a ciekawość podsyca fakt, że napisała ją autorka "101 dalmatyńczyków" i "Dziewczynę w błękitnej sukience" historię inspirowaną życiem Dickensa. Poza tym wreszcie wygrzebałam w odmętach netu "Przyślę panu list i klucz", pozycję, którą powinien ponoć przeczytać każdy książkocholik. A na audiobuku niezawodna Christie:) Na chwile deszczu nad Bałtykiem) i długie wieczory jestem przygotowana! Już wiem, że czeka mnie udany urlop:)
czwartek, 31 lipca 2014
poniedziałek, 28 lipca 2014
"Klub Porcelanowej Filiżanki" porcelanowa grupa wsparcia
"Klub Porcelanowej Filiżanki" to książka, którą wybrałam po sporej ilości kryminałów. Okładka- jak widać- urocza, autorka jest Angielką, więc miałam nadzieję na dobrą obyczajówkę ze szczyptą dystansu... I co? Jako lekki przerywnik sprawdziła się nieźle, choć nie jest powieścią wyjątkową, nawet wyjątkową w klasie babskich czytadeł. Trzy kobiety spotykają się na targu straci i ponieważ wpada im w oko ten sam serwis, postanawiają kupić go na spółkę. Z tej fascynacji porcelaną rodzi się przyjaźń (lekko naciągane i naiwne, ale wierzmy, że magia porcelany działa właśnie w taki sposób). Panie są różne.Alison to mama dwóch nastolatek, wytwarzająca wiele uroczych drobiazgów, żona bezrobotnego faceta, która powoli traci cierpliwość i wiarę w to, że żyje tak jak chciała. Maggie właścicielka świetnie prosperującej kwiaciarni, znów spotyka się ze swoim byłym mężem, by potem odkryć, że działający jej do tej pory na nerwy architekt zaczyna działać na nią nieco inaczej. Najmłodsza ,Jenny, przygotowująca się do ślubu sekretarka musi zmierzyć się z największym nieszczęściem swego dzieciństwa- opuszczaniem przez matkę. Choć w powieści zaakcentowane są pewne problemy- bezrobocie, bunt dorastania, traumy dzieciństwa i lęk przed odrzuceniem, autorka, pewnie z obawą przed utratą lekkiego i pozytywnego wydźwięku powieści, ślizga się po powierzchni i wszystko rozwiązuje w sposób prawie magiczny. Jeśli kogoś zraża naiwność i "żyli długo i szczęśliwie" może sobie tę powieść darować.
Historie trzech kobiet przeplatają się udowadniając, że spotkania zainicjowane na targu staroci mają moc terapeutyczną. Trzy panie, w zupełnie różnych momentach życia czerpią ze swoich doświadczeń i rad,historie przyjaciółek są dowodem na siłę kobiecego wsparcia i solidarności. Książka napisana jest sprawnie, czyta się ją lekko i szybko. Jenny swoje losy opisuje w pierwszej osobie, dwie pozostałe historie prowadzone są w narracji trzecioosobowej i przyznam, że nie rozumiem tego zabiegu. Dobrym pomysłem jest za to wplecenie w rzeczywistość bohaterek pary starszych ludzi, pierwszych właścicieli serwisu, dających przyjaciółkom lekcję wzajemnego szacunku i pogody, która pozwala przetrwać nawet trudne, wojenne momenty. Powieść została wydana w serii Leniwa Niedziela i rzeczywiście jako towarzyszka leniwego popołudnia może się sprawdzić, tym bardziej, że nie będzie też trudno przerwać lekturę, gdy zdarzy się coś co sprawi, że niedziela nie będzie już tak leniwa.
Vanessa Greene "Klub Porcelanowej Filiżanki". Wyd. Świat Książki. Warszawa 2013.
Historie trzech kobiet przeplatają się udowadniając, że spotkania zainicjowane na targu staroci mają moc terapeutyczną. Trzy panie, w zupełnie różnych momentach życia czerpią ze swoich doświadczeń i rad,historie przyjaciółek są dowodem na siłę kobiecego wsparcia i solidarności. Książka napisana jest sprawnie, czyta się ją lekko i szybko. Jenny swoje losy opisuje w pierwszej osobie, dwie pozostałe historie prowadzone są w narracji trzecioosobowej i przyznam, że nie rozumiem tego zabiegu. Dobrym pomysłem jest za to wplecenie w rzeczywistość bohaterek pary starszych ludzi, pierwszych właścicieli serwisu, dających przyjaciółkom lekcję wzajemnego szacunku i pogody, która pozwala przetrwać nawet trudne, wojenne momenty. Powieść została wydana w serii Leniwa Niedziela i rzeczywiście jako towarzyszka leniwego popołudnia może się sprawdzić, tym bardziej, że nie będzie też trudno przerwać lekturę, gdy zdarzy się coś co sprawi, że niedziela nie będzie już tak leniwa.
Vanessa Greene "Klub Porcelanowej Filiżanki". Wyd. Świat Książki. Warszawa 2013.
środa, 23 lipca 2014
"Przegrany" gęstość prozy, przejrzystość muzyki
Wertheimer, pianista z wielką ambicją, który chciał być Glennem Gouldem, Glenn, geniusz, artysta fortepianu, który chciał być fortepianem i bezimienny narrator, oddający się teraz nie muzyce a wspomnieniom, porównaniom dwóch artystycznych postaw. Czyli Thomas Bernhard przenikliwie i ostro pisze o sztuce i ludziach. O ambicji, pracy, geniuszu i poszukiwaniu w sobie wyjątkowości oraz tego,co czyni nas unikatowymi. Przegrany, Wertheimer, jest ofiarą swoich ambicji i marzeń o wielkiej sławie, goni wielkiego Glenna, i choć tamten wcale nie ucieka, Wertheimer jest od niego coraz dalej. Gould, geniusz, żyje życiem artysty totalnego, którego losy i śmierć spójne są z dziełem. To nie jest książką lekka, łatwa i przyjemna, jest bardzo przyjemna, bo genialnie napisana, gęstość i intensywność prozy Bernharda (także dzięki tłumaczeniowi Marka Kedzierskiego) zachwyca i intryguje. Długie zdania, powtórzenia, spiętrzenia, to co dla austriackiego pisarza charakterystyczne znów oczarowuje maestrią jasności wyrażanej nie tak prostą formą i bogactwem refleksji o człowieku. Książka z 4 akapitów, z których ostatni jest całą powieścią, brak dialogów, całość pisana ciągiem, jakby na jednym oddechu, wymaga od czytelnika skupienia, czytania linearnego, bo czytając szybko traci się wszystko.
"Przegrany" to powieść o przegranym muzyku, który zapłacił za swoją ambicje, za niespełnienie, za spotkanie z kolegą z Mozarteum, który był od niego widzialnie i słyszalnie lepszy (a to w artystycznym świecie nie jest tak oczywiste). Żal przegranego, prze-granego. A literacko przetworzony Glenn Gould, choć uśmiercony w innych niż prawdziwe okolicznościach, dorobił się kolejnego rysu do portretu i nieśmiertelności.
Powieść, której nie czyta się łatwo, ale czyta ciągiem, bo inaczej się nie da. I chce się wysłuchać raz jeszcze Wariacji Goldbergowksich, bo jeśli wierzyć tłumaczowi, forma książki jest wzorowana na arii i jej wariacjach, poza tym ten utwór jest w książce symbolem dążenia i osiągnięcia doskonałości.
Oto Wariacje i, do dziś będący wzorem ich Interpretatora, Gould
PS Ten ciąg cyfr na okładce to oznaczenie literatury austriackiej w UKD:)
czwartek, 17 lipca 2014
"Dom Juliusów" Aurora i tajemnica domostwa
Serie można czytać w odstępach, ale w sprzyjających okolicznościach warto poznawać losy bohaterów bez zbędnego przestoju. Tak było tym razem-gdy na bibliotecznej półce zobaczyłam "Dom Juliusów", nie było na co czekać! Aurora Teagarden, znana m. in. z "Trzech sypialni, jednego trupa", została szczęśliwą żoną Martina Bartella. Na pewno szczęśliwą? W biografii męża zaczynają wypełniać się się puste miejsca, a ich zapełnienie wcale nie uspokoi młodej mężatki, bo handel bronią nie jest szczególnie wyciszającym zajęciem. Dom Juliusów, który Martin kupił jej w podarunku ślubnym, jest co prawda wymarzonym prezentem, ale tajemnica zniknięcia przed sześciu laty całej rodziny Juliusów nie daje spokoju domorosłej detektyw. Poza tym do nowego domu Martin zaprasza swojego pracownika z żoną, Angel... W jakim celu ta specyficzna dwójka ma zająć mieszkanie nad garażem?
Kolejny tom przygód Aurory jest nie tyle kryminałem nastawionym na tropienie mordercy, ale powieścią o tajemnicy sprzed lat. Była bibliotekarka, która w tej części zaczyna tęsknić za pracą w książnicy (!) bardzo chce dowiedzieć w jaki sposób trzy osoby zniknęły jednego dnia i ślad po nich zaginął. Zaczyna się poszukiwanie śladów i osób, które mogą coś pamiętać... ale nie każdy jest tym za kogo się podaje. Poza tym na życie ciekawskiej Roe zaczyna ktoś nastawać...wtedy okazuje się kim jest Angel i jej mąż.Czy napastnik związany jest z Juliusami czy przeszłością i teraźniejszością Martina?Harris proponuje rozrywkową powieść z tajemnicą i dylematami młodej mężatki w tle. Czyta się przyjemnie, lekko, a rozwiązania zagadki zaskakuje, choć akcja zyskuje na dynamice dopiero w drugiej części powieści. Na letnie popołudnie jak znalazł!
Charlaine Harris, "Dom Juliusów". Wyd. Replika. Zakrzewo 2014.
niedziela, 13 lipca 2014
"A.B.C" Absolutnie Bezkonkurencyjna Christie
Lato!!!! Wybór książki jest oczywisty:)Moja sympatia do kryminałów Agaty Christie jest nieprzemijająca. Choć przeczytałam chyba wszystkie jej powieści i tak każde wakacje, krótsze urlopy czy dni z czasem przeznaczonym na odpoczynek upływają mi w towarzystwie jej bohaterów. Niewiele jest książek, przy których relaksuję się tak jak przy przygodach Herkulesa Poirot (ach!te wąsy;) i spółki. Nie znaczy to absolutnie, że bez trupa nie ma odprężenia;)
Powieści Christie mają swój niepowtarzalny smak (ilu już było nazywanych następcami i jakoś nic z tego nie wynikło), zbrodnia jest wynikiem emocji, cynicznych kalkulacji, afektów, nie ma w tych książkach pławienia się we krwi i taniego efekciarstwa. Zawsze jest motyw i zawsze jest precyzyjnie konstruowany świat. To chyba właśnie za tę precyzję, podrzucanie wskazówek, mylenie tropów i tworzenie mimo wszystko bardzo logicznej zbrodni tak bardzo lubię i cenię Christie. Przyjemność można wzmocnić gdy nawet znanej historii nada się nowego tonu- tonu głosu lektora audiobuka. Seria audiobuków wydawnictwa Omega jest przygotowana solidnie, czytają bardzo dobrzy aktorzy (Malajkat, Hycnar), ale moim faworem jest Artur Dziurman. Jego interpretacje, przeczytane po aktorsku, ze zmianą głosów, cieniowaniem nastrojów są fantastyczną rozrywką. W ubiegłe wakacje zachwyciła mnie "Tajemnica rezydencji Chimneys", która za względu na sporą liczbę mężczyzn, z których absolutnie każdy był głosowo i aktorsko rozpracowany, została przeczytana po mistrzowsku.
"A.B.C" to jedna z bardziej znanych powieści królowej kryminału, w której morderca rzuca wyzwanie Herkulesowi i zaczyna mordować wg klucza alfabetycznego. Opowieść o poszukiwaniu zwyrodnialca snuje niezrównany kapitan Hastings, jednocześnie drugim torem biegną losy Aleksandra Bonapartego Casta, który miałby pełne prawo podpisywać się pod anonimami pisanymi przez A.B.C. Christie tylko pozornie pokazuje czytelnikowi więcej niż Herkulesowi, więc czytelnik i tak daje się nabrać.
Powieści Christie mają swój niepowtarzalny smak (ilu już było nazywanych następcami i jakoś nic z tego nie wynikło), zbrodnia jest wynikiem emocji, cynicznych kalkulacji, afektów, nie ma w tych książkach pławienia się we krwi i taniego efekciarstwa. Zawsze jest motyw i zawsze jest precyzyjnie konstruowany świat. To chyba właśnie za tę precyzję, podrzucanie wskazówek, mylenie tropów i tworzenie mimo wszystko bardzo logicznej zbrodni tak bardzo lubię i cenię Christie. Przyjemność można wzmocnić gdy nawet znanej historii nada się nowego tonu- tonu głosu lektora audiobuka. Seria audiobuków wydawnictwa Omega jest przygotowana solidnie, czytają bardzo dobrzy aktorzy (Malajkat, Hycnar), ale moim faworem jest Artur Dziurman. Jego interpretacje, przeczytane po aktorsku, ze zmianą głosów, cieniowaniem nastrojów są fantastyczną rozrywką. W ubiegłe wakacje zachwyciła mnie "Tajemnica rezydencji Chimneys", która za względu na sporą liczbę mężczyzn, z których absolutnie każdy był głosowo i aktorsko rozpracowany, została przeczytana po mistrzowsku.
"A.B.C" to jedna z bardziej znanych powieści królowej kryminału, w której morderca rzuca wyzwanie Herkulesowi i zaczyna mordować wg klucza alfabetycznego. Opowieść o poszukiwaniu zwyrodnialca snuje niezrównany kapitan Hastings, jednocześnie drugim torem biegną losy Aleksandra Bonapartego Casta, który miałby pełne prawo podpisywać się pod anonimami pisanymi przez A.B.C. Christie tylko pozornie pokazuje czytelnikowi więcej niż Herkulesowi, więc czytelnik i tak daje się nabrać.
Z powieściami Christie jest tak, że z wielu pamiętam poszczególne wydarzenia, motywy, nie zawsze to, kto jest mordercą. Bo paradoksalnie nie morderca jest w jej powieściach najważniejszy. Nie rozwiązanie zagadki, a tropienie, to słynne gonienie króliczka, czy raczej w kontekście "A.B.C." polowanie na lisa. Wiele można mówić o dehumanizacji zbrodni, z którą stykamy się w każdym kryminale, Christie słowami małego Belga wiele razy powtarza "nie pochwalam morderstwa" i to nie zbrodnia,a małe szare komórki są najważniejsze. A komórki pobudzane przemyślanym lektorskim talentem i niskim głosem Dziurmana pracują jeszcze żwawiej.
Agata Christie, "A.B.C.". Wyda. Omega. Kraków 2011. czyta Artur Dziurman.
wtorek, 8 lipca 2014
"Trzy sypialnie, jedn trup" i była bibliotekarka
Aurora, zwana przez przyjaciół Roe, otrzymała spadek, więc postanowiła zrezygnować z pracy w bibliotece i zająć się czymś innym-padło na firmę pośrednictwa nieruchomości jej matki. A że dawnej prowadzącej biblioteczny klub Prawdziwych Morderstw nie jest pisana spokojna egzystencja już w pierwszym pokazywanym domu, odkrywa zwłoki zamordowanej kobiety. Ponieważ w miasteczku wszyscy się znają zamiast typowego śledztwa, szukania złamanych gałązek i śladów DNA do rozwiązania zagadki potrzebne będą przede wszystkim informacje zdobyte na płaszczyźnie towarzyskiej:kiedy, kto z kim, kto kogo i dlaczego. Aurora główkuje, a kolejne morderstwo trochę zmienia perspektywę,bo druga ofiara, w przeciwieństwie do pierwszej, miała nieposzlakowaną opinię. W rozwiązywaniu sprawy przeszkadza byłej bibliotekarce jej nowa miłość- Martin Bartell, magnetyzujący, tajemniczy biznesmen, na którego również pada podejrzenie...
Czyta się lekko, narracja Roe, jej dociekania i komentarze są sympatyczne, a zagadka całkiem interesująca. Jednak trudno nazwać książkę typowym kryminałem- sporo w niej obyczajówki i dylematów głównej bohaterki dotyczących kolejnych adoratorów, ale na szczęście prowadzone są one w tonie lekkim i dowcipnym, bez skandynawskich wiwisekcji. "Trzy sypialnie jeden trup" jest pozycją, którą można nazwać kryminałem kobiecym- z jednej strony morderstwo i zagadka, z drugiej niezbyt stabilne życie osobiste amatorki zbrodni, czyli wszystko wymieszane i nieźle zrównoważone. Paniom się spodoba, panów wątek obyczajowy może znudzić, ale można go ominąć bez szkody dla dramatyzmu. Powieść nie jest długa, jej bohaterowie (szczególnie mama Roe) charakterystyczni, główna bohaterka trochę narwana,a świat, który przedstawia Harris jest mimo morderstw przyjazny i mało skomplikowany. Poza tym czuje się, że na amerykańskim rynku seria ukazała się ponad 20 lat temu-Aurora i spółka rozwiązuje zagadki bez komórek i niezbędnej wiedzy o bliźnich czerpanej z internetu-pewnie dlatego wydawca na okładce scharakteryzował powieść jako kryminał retro;)). Lektura tej powieści to dobry sposób na letnią rozrywkę, bez zbędnych nerwów, ale z nieodzownym deszczykiem.
Czyta się lekko, narracja Roe, jej dociekania i komentarze są sympatyczne, a zagadka całkiem interesująca. Jednak trudno nazwać książkę typowym kryminałem- sporo w niej obyczajówki i dylematów głównej bohaterki dotyczących kolejnych adoratorów, ale na szczęście prowadzone są one w tonie lekkim i dowcipnym, bez skandynawskich wiwisekcji. "Trzy sypialnie jeden trup" jest pozycją, którą można nazwać kryminałem kobiecym- z jednej strony morderstwo i zagadka, z drugiej niezbyt stabilne życie osobiste amatorki zbrodni, czyli wszystko wymieszane i nieźle zrównoważone. Paniom się spodoba, panów wątek obyczajowy może znudzić, ale można go ominąć bez szkody dla dramatyzmu. Powieść nie jest długa, jej bohaterowie (szczególnie mama Roe) charakterystyczni, główna bohaterka trochę narwana,a świat, który przedstawia Harris jest mimo morderstw przyjazny i mało skomplikowany. Poza tym czuje się, że na amerykańskim rynku seria ukazała się ponad 20 lat temu-Aurora i spółka rozwiązuje zagadki bez komórek i niezbędnej wiedzy o bliźnich czerpanej z internetu-pewnie dlatego wydawca na okładce scharakteryzował powieść jako kryminał retro;)). Lektura tej powieści to dobry sposób na letnią rozrywkę, bez zbędnych nerwów, ale z nieodzownym deszczykiem.
Charlaine Harris, "Trzy sypialnie jedn trup". Wyd Replika. Zakrzewo 2014.
czwartek, 3 lipca 2014
"Życie jest słodkie:prawdziwa historia dwóch sióstr, jednego sklepiku i mnóstwa czekolady", tytuł mówi wszystko
Rzadko który tytuł oddaje tak jasno zawartość książki:"Życie jest słodkie:prawdziwa historia dwóch sióstr, jednego sklepiku i mnóstwa czekolady". To,co jest obiecane w tytule jest i w środku. Czytamy autobiograficzną historię dwóch sióstr, Amerykanek koreańskiego pochodzenia, które z miłości do czekolady zakładają w Waszyngtonie sklep oferujący najbardziej wykwintne i najlepsze słodycze. Jest sporo o czekoladzie, ale głównie wymienianie są marki amerykańskie, choć kilka europejskich też się znajdzie (niestety kojarzę tylko Linda:). Założenie sklepu łączy się nerwami i niepokojem (agencje nieruchomości,firmy remontowe itp), ale także z wielką przyjemnością i spełnieniem, bo zaczynają do tego miejsca ciągnąć ludzie i po jakimś czasie Czekolada Czekolada ma już swoich stałych klientów. Anegdotki z życia mieszkańców Waszyngtonu, przyjezdnych oraz życie sióstr, wraz z osobistymi wzlotami i upadkami, nadziejami i rozczarowaniami to wszystko dopełniane jest opisami przepysznych smakołyków i tworzy całkiem przyjemną mieszankę. Dodatkowym walorem są wspomnienia rodziców sióstr, uciekinierów z Korei, które zainspirowały siostry do napisania książek dla dzieci. Trzeba przyznać, że Francie i Ginger mają głowę na karku!
Nie jest to powieść z głębokim przekazem intelektualnym ani ideowym, ale mówi o sprawach codziennych- życiu rodzinnym, chęci spełniana marzeń i woli walki o swoją przyszłość. Początkowo może razić styl, mamy tu bowiem do czynienia z osobliwym włączeniem narracji pierwszoosobowej do trzecioosobowej, dość to pokraczne, ale po chwili można się przyzwyczaić. Książka pozwoli spędzić sympatyczne popołudnie, bo miło jest czytać o czekoladzie i spełniających się marzeniach, wspieranych dobrym słowem stałych klientów. Ci, którym literacki opis nie wystarcza i chcieliby zobaczyć sklep oraz sprzedawane w nim specjały mają taką okazję dzięki stronie sklepu- www.chocolatedc.com. Jeśli to nie wystarcza można samemu spróbować też zrobić trufle, bo na ostaniach stronach znajdziemy sekretny przepis, więc maniacy czekolady mogą się popisać. Swoja drogą ciekawe, czy kiedyś doznam takiego zachwytu nad czekoladą jak klienci sklepu... Skoro nie zdarzyło się to przy słynnych belgijskich czekoladkach muszę próbować dalej:)
Frances i Ginger Park, "Życie jest słodkie:prawdziwa historia dwóch sióstr, jednego sklepiku i mnóstwa czekolady". Wyd. Nasza Księgarnia. Warszawa 2013.
Subskrybuj:
Posty (Atom)