Wróciłam do panny Marple, do historii, w której jest kilka leciutkich nawiązań do innych tytułów, a także tajemnica zbrodni, w której dziarska staruszka jest bardzo widoczna, a sama intryga może zaskoczyć. Pamiętałam, kto zabił. Pamiętałam dlaczego i jak. Zatem czy kolejne spotkanie z tą lektura mogło być udane? Tak!
I to nie tylko dlatego, że to moja komfortowa Agatha. Przede wszystkim dlatego, że znając rozwiązanie zagadki, skupiałam się na czymś innym. Po pierwsze na postaci panny Marple- w kilku historiach starsza mieszkanka St Mary Mead pojawia się tylko na chwilę, by rozwiązać sprawę, tu jest przez cały czas obecna, a jej boje z nadużywającą liczby mnogiej opiekunką są barwną częścią powieści. W historii ważną rolę gra znany z „Morderstwo odbędzie się…” inspektor Craddock, który z jednej strony prowadzi śledztwo, z drugiej relacjonuje wypadki pannie Marple. I te relacje są to niezwykle istotne, bo jednym z elementów zagadki jest dociekanie, co kto naprawę powiedział, a nie co ktoś dopowiedział.
Ponieważ pamiętałam rozwiązanie, największą przyjemność sprawiło mi łapanie elementów, które mają prowadzić czytelnika do finału/wyprowadzić go w pole. Sprawa jest o tyle ciekawa, że nie mamy tu zbrodni planowanej, a taką pod wpływem chwili i czytelnik jest bardzo szybko świadkiem tragicznego wydarzenia, którego motyw poznaje zaledwie chwilę wcześniej. Tylko musi dojść, że to był ten moment i te słowa. Ponieważ to byłoby za proste na fabułę powieści, Christie dodaje cały zastęp potencjalnych podejrzanych, dodatkowe związki między postaciami i tajemnice z przeszłości, a tych jest kilka, bo bohaterami są ludzie ze świat filmu. A cała historia dotyczy morderstwa popełnionego na raucie w nowym domu gwiazdy filmowej i jej czwartego męża. Jedna z mieszkanek St Mary Mead pada otruta, czy wypiła kieliszek przeznaczony dla aktorki? Kto i dlaczego chciał pozbawić życia kobietę? Co widział kamerdyner? Jak wyglądała twarz najlepiej określana przez poetyckie strofy? I dlaczego zaimki są tak ważne?
Śledziłam sobie rozwój akcji, rzucane fałszywe i prawdziwe tropy, prowadzone rozmowy, z których można było wysnuć różne wnioski. I rosła moja sympatia dla Christie, bo de facto całą sprawę mamy rozwiązaną po kilkudziesięciu stronach, a potem jest tylko zacieranie śladów, które jest jednocześnie podrzucaniem kolejnych wskazówek czytelnikowi. I może ciut przyczepiłabym się do końcówki, która rzecz wyjaśnia bardzo szybko, ale nie zmienia to faktu, że to czytanie kryminału z nastawieniem śledzenie ruchów pisarki, a nie zbrodniarza było ciekawym doświadczeniem.
A poza tym Christie po raz kolejny pokazuje, że jest autorka każdych czasów, w których żyje i tym razem konfrontuje miasteczko St Mary Mead z Osiedlem- dużym, nowoczesnym, z supermarketem zamiast miejscowego sklepiku. A jednocześnie okazuje się, że ludzie wszędzie są tacy sami, a emocje czy to na osiedlu, czy w rezydencji gwiazdy i spokojnym domku- równie mocne.
Powracam do czytania kryminałów klasycznie, czyli nie znając rozwiązania, ale takie czytanie od drugiego końca polecam. Zwłaszcza jako podglądanie warsztatu pisarskiego i ćwiczenie spostrzegawczości.
Agatha Christie. Przeł. Alina Siewor-Kuś. "Zwierciadło pęka w odłamków stos". Wyd. Dolnośląskie. Wrocław 2024.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz