Są powieści, które czytam rozumem. Są takie, które czytam wrażeniem.
"Wszystko
dobrze" należy do tej drugiej kategorii. Oczywiście, rozum się nie
wyłącza, bo gdy rzecz dotyczy byłej aktorki, która obecnie wystawia
Szekspira i ma imię jak córka Prospera z „Burzy" to o całkowitym
wyłączeniu skojarzeń nie może być mowy. Ale ponieważ jest to powieść o
teatrze, zatem o tym, co prawdziwe i nieprawdzie, o byciu na styku
rzeczywistości, o kreowaniu nowych światów i wizjach, to mocno zaczyna
grać chęć przeżycia tej historii i wejścia w nią bez analizy. Do tego
jeszcze bohaterka zmaga się chronicznym bólem, łyka tabletki, które mogą
zaburzać sztywne granice postrzegania. Czy do końca zrozumiałam
przekaz autorki? Nie wiem. Czy czułam się pochłonięta opowieścią? Tak.
Karierę
Mirandy Fitch przerwał wypadek na scenie. Jej obecne życie wypełnia
ból, wizyty u fizjoterapeuty, leki i praca w teatrze akademickim. Brak
jej sił, chęci do życia, sztuki. Brak jej wszystkiego, co nie jest
bólem. Jedno spotkanie z tajemniczymi facetami zmienia świat o 180
stopni. Miranda zaczyna lepiej się czuć, jej pomysł wystawienia sztuki
innej niż tragedia szkocka zyskuje aprobatę. Może żyć, porywa ją zatem
świat możliwości. Działania, tworzenia, odczuwania, czasem przerywanego
wspomnieniami z przeszłego życia- emocje aktorki i kochanej kobiety.
Ale teraźniejszość gna do przodu. Powstaje nowa sztuka i nowa Miranda. I
tylko w finale już nie wiadomo, czy to prawda czy ułuda. Czy to echa
spotkania tajemniczych facetów, czy teatralna iluzja, gdy pada czwarta
ściana, czy to leki czy też podarowane przez wdzięczną uczennice zioła?
Wiele pytań, nastój coraz bardziej kręcącej się karuzeli myśli, wrażeń i
wydarzeń.
Lubię
czasem rzucić się na główkę w taką powieść. Wyłączyć analizy i po
prostu porwać się opowieści. Tu byłam zaintrygowana, ciekawa, co będzie
dalej, a to, czy zrozumiałam intencje autorki nie było aż tak ważne.
Znam teatralny zawrót głowy, gdy tekst miesza się z codzienną proza, gdy
ból przestaje być ważny, bo zapala się reflektor, wiem jak wielka bywa
euforia tworzenia i kreowania innego świata, który przez półtorej
godziny jest innym miejscem i czasem, bardziej prawdziwym niż ten na
widowni. Może też dlatego ta powieść tak mnie wciągnęła. Dla fanów nie
aż tak prostych historii, dobrego języka i zwieszeń między dosłownością a nierzeczywistością.
Mona Awad "Wszystko dobrze". Przeł. Natalia Wiśniewska. Wyd. Poznańskie. Poznań 2024.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz