Poza kolejnymi pękającymi barierami, którymi jest np. lęk przed pająkiem, ale także strach przez skokiem ze spadochronem jest jeszcze historia miłości. Miłości tej wymarzonej, niemal książkowej, która żyje sobą samą i marzeniami, oraz historia miłości prawdziwej, nieodzownie łączącej się z obawą o uczucia innych. To też historia o wychodzeniu z żałoby i próbie życia w świecie bez kogoś, kto był ważnym punktem odniesienia. Wydawca zapewnia, że to najbardziej inspirująca książka roku. Można dyskutować, ale może, jeśli ktoś szuka asumptu do zmiany i wyskoczenia z okowów lęków, to znajdzie siłę w kibicowaniu bohaterce. Nie ma tu wielkich lęków egzystencjalnych- lęku przed samotnością, śmiercią, bezsilnością wobec chorób, jest za to sporo codziennych niepokojów, które warto oswoić. Bo właśnie o oswajaniu jest ta książka. Motyw oswajania łączy się tu z czytaniem „Małego księcia", którego cytuje jeden z bohaterów. Zaś sama Sole czyta namiętnie „Dumę i uprzedzenie”, a w kochanym od lat facecie widzi idealne wcielenie pana Darcy’ego. Za takie smaczki zawsze są u mnie plusy. A ogólnie książka na plus, optymistyczna, lekka, dająca nadzieję. I pokazująca też, że czasem warto zawalczyć o siebie, szczególnie, gdy nasi bliscy lepiej niż my widza, że podskórnie chcemy czegoś więcej, ale paraliżuje nas strach.
To książka
o tym, że warto nie siedzieć w
kącie. Choć też bez nachalnego pchania kogokolwiek w tzw. wir życia. Sole
znajdzie to, czego szuka. A czytelnik znajdzie historię, która jeśli wierzyć
posłowiu, inspirowana jest prawdziwymi lękami autorki. A że trochę naiwne? W tym tkwi urok tej
powieści, która nie miała być psychologiczną wiwisekcja, ale krzepiąca
opowieścią spod lazurowego nieba Włoch.
I czasem takich właśnie książek potrzeba. A czasem może trzeba zrobić też listę swoich obaw... już wyciągnęłam pióro.
Chiara Parenti. „Sztuka sięgania gwiazd”. Przeł. Anna Osmólska-Mętrak. Wyd. Znak. Kraków 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz