List. Ma nadawcę i adresata. Może nie dotrzeć do jednego do drugiego, ale czy to zmniejsza jego wagę?
Risa
trafia na wyspę Awashima, by katalogować znajdujące się w Dryfującym
Urzędzie Pocztowym listy, które nigdy nie dotarły do adresatów. Są tam
listy do dawnych domów, członków rodziny, do poduszki, w którą się
płakało, do spotkanych przypadkowo przechodniów. Jednak, pozą pracą
naukową, Risa ma swoje powody by badać listy. Ma nadzieję, że wśród
tysięcy kartek i słów znajdzie te, dzięki którym zrozumie swoją matkę.
Bo dziewczyna nosi w sobie smutek i pytania o przeszłość. Córka
listonosza pamięta chwile z matką, czasem nieobecną, obcą, kiedy indziej
dającą jej pełne poezji rady na życie, z których biła niezwykła
wrażliwość. Risa, poszukując listów, szuka domknięcia pewnych pytań,
dopowiedzenia siebie. Niewielka społeczność wyspy, kierownik urzędu i
miejscowy kucharz to kolejni ludzie, którzy mogą wesprzeć ją w drodze do
zrozumienia siebie i odzyskania spokoju.
Niedawno
rozmawiałam z koleżanką tym, że w azjatyckich książkach czasem o
emocjach się nie mówi, albo bohaterów poznajemy na tak krótko, że nie
zdążymy zajrzeć głębiej. Laura Imai Messina jest Włoszką, pisze po
włosku, ale od lat mieszka w Japonii i tam toczą się akcje jej książek. Mam
wrażenie, że bohaterka ukazuje się nam po europejsku- z wątpliwościami,
dociekaniami, emocjami na wierzchu. Nie jest to portret bardzo głęboki,
ale rysowany ładnymi liniami, zaznaczający to, co powinniśmy o niej
wiedzieć, by towarzyszyć jej w drodze.
Autorka pisze o autentycznym
japońskim urzędzie, wplata w nową opowieść bohaterów swojej poprzedniej
książki, nawet jeden z listów jest adresowany do japońskiego znaku, ale
ta historia mogłaby zdarzyć się w różnych miejscach. Nie wiem, czy
wrażliwość autorki jest europejskie czy azjatycka. Ale może właśnie z
tego połączenia wynika ten rodzaj pisania, który trafia do czytelnika. I
chociaż temat depresji rodzica, wychowania w domu pełnym niepokoju o
drugą osobę nie jest łatwy, autorce udało się, bez banalizowania, ale i
ciężaru, pokazać niełatwą drogę składania siebie: z wspomnień, listów,
uczuć, zamknięcia przeszłości i otwarcia na nowe. Czytałam w momencie
kilku napięć, pożegnań, przyniosła mi spokój. Literatura wytchnieniowa
jaką lubię.
I
jest jeszcze jeden aspekt tej książki- pisanie listów pokazane jako
czynność terapeutyczna, bo przecież nie zawsze chodzi o to, by pewnymi
zdaniami się dzielić, czasem wystarczy wyrzucić je z siebie. I to
myślenie też jest mi bliskie.
Laura Imai Messina, "Wszystkie zaginione adresy". Przeł. Natalia Pola Miscioscia. Wyd. Relacja. Warszawa 2025.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz