Od wydarzeń opisanych w poprzednich tomach trylogii minęła dekada. Kraków jest jeszcze dość spokojny, choć w Kongresówce dochodzi do antyrosyjskich wystąpień... Eliza założyła sklep drogeryjny i gdyby nie nieustająca niechęć rodziny do jej męża, Austriaka, byłaby by bardzo szczęśliwa. Klara odnalazła w Andrzeju oparcie i zrozumiała, że przyjaźń jest podwaliną największych uczuć, które nie zawsze muszą być szalone i nieokiełznane; choć mocno zaangażowana w działalność rewolucyjną, powoli myśli o stabilizacji. Tytułowa bohaterka tego tomu (choć patrząc na całą serię- główna postać trylogii) Judyta cały czas nie zaznała spokoju. Zyskała sławę jako projektantka batików, jest matką zdrowiej i rezolutnej Hani, a wiernie (i na przekór własnej familii) trwa przy niej wiedeński architekt, Max. Ona jednak pragnie czegoś bardziej emocjonującego I z książki jednoznacznie wynika, że lepsze jest wrogiem dobrego. Gdyby od razu krzyknąć do Judyty:ocknij się kobieto i doceń, co masz; nie było by tej powieści... Bo ocknięcie się zabiera jej całą książkę-odżywa dawna namiętność, która prowadzi do ciągu ryzykownych decyzji. Żeby nie psuć napięcia, powiem tylko, że Max to święty człowiek.
Bohaterki trochę dorosły i za to autorce należą się podziękowania. Niepokorność kobiet cały czas wyraża się niechęcią wobec konwenansów i ról społecznych: wszystkie pracują, starają się zmienić na lepsze swoje otoczenie np. pomagając dzieciom ulicy. I tylko trudno mi uwierzyć, że Klara przez dekadę odrzuca myśl o ślubie z mężczyzną, którego szczerze kocha, w imię przyzwyczajenia do swej niezależności (pozornej niezależności, dodajmy, bo jest na jego utrzymaniu i wszyscy mówią do niej "pani doktorowo"). Opowieść o losach przyjaciółek czyta się dobrze, z przyjemnością wyławiając smaczki historyczne. Bo tych elementów, które budują nastrój przełomu wieków nie brakuje: jest wizyta u Witkiewiczów w Zakopanem, doktor Żeleński na szpitalnym korytarzu i młody działacz niepodległościowy Piłsudski. Wojdowicz pokazuje również cichą walkę dromaderek, które z narażeniem życia i zdrowia szmuglowały do Warszawy bibułę i amunicję; zestawia w miarę swobodne życie w Galicji z opresyjnym zaborem rosyjskim. Czytając o niebezpieczeństwach, na które narażały się ówczesne kurierki trudno nie podziwiać odwagi i determinacji tych prawdziwie niepokornych kobiet, bo o tym, na ile "niepokorne" są trzy przyjaciółki już kiedyś pisałam. I choć nie zmieniałam zdania o pewnej bezdogmatowości pań, trochę żałuję, że to już koniec historii. Świat młodopolskiego Krakowa był bardzo kuszący, a bohaterki budziły emocje. Mimo wszystko cieszę się, że Judyta zyskała spokój, dojrzały spokój, którego przejawem jest docenienie tego, co na wyciągniecie ręki. Spokój ponadczasowy i mimo wszystko pełen pokory.
Agnieszka Wojdowicz, "Judyta. Niepokorne". Wyd. Nasza Księgarnia. Warszawa 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz